A warto by było, żeby ktoś przetłumaczył i wręczył pani sekretarz dostępny w Internecie, choćby [link=http://www.obywatel.org.pl/index.php?module=news&func=display&sid=11996" "target=_blank]na stronach magazynu „Obywatel”[/link], list Joanny i Andrzeja Gwiazdów do chicagowskiej Polonii. List, w którym jedni z najbardziej zasłużonych Polaków tłumaczą swym rodakom z Ameryki, dlaczego nie mogą skorzystać z otrzymanego od nich zaproszenia.
Po dwudziestu latach zawodowego zajmowania się absurdami oraz draństwami mało już mnie porusza, a podczas lektury tego krótkiego sprawozdania ze starań o wizę Wielkiego Brata przysłowiowy nóż mi się w kieszeni otworzył. Niby to wszystko wiemy. Ale od wielkiego święta może warto sobie przypomnieć.
Najbardziej oburza nie to, że to CI Gwiazdowie, autentyczni bohaterowie, zostali potraktowani w taki sposób. Wiadomo nie od dziś, że status historycznych zasług liczy się w III RP w zależności od tego, na ile nosiciel tego statusu jest użyteczny dla establishmentu władzy i chętny do współpracy z jego propagandową maszynerią, na ile gotów jest w zamian za apanaże legitymizować jako historyczny celebryta rządzące salony oraz ich Rysiów. Ci, którzy jak śp. Anna Walentynowicz zachowali dawną niepokorność także w III RP, są cichcem z należnej im chwały odzierani, żeby nie psuli oficjalnego obrazka. Gwiazdowie padają ofiarą tych działań do tego stopnia, że próbowano zablokować nawet ich rocznicowe spotkania z młodzieżą, kiedy organizował takie IPN. O to nie można mieć pretensji do Amerykanów, oni mają prawo nie wiedzieć, kto w Polsce jest kim, i traktować bohaterów jak zwykłych polskich obywateli.
I to właśnie jest haniebne. To, w jaki sposób amerykańscy biurokraci traktują zwykłych Polaków. Mają swoje powody, by regulować napływ gości z innych krajów, i mają do tego prawo ? to oczywiste, tego nikt nie neguje. Ale nie mają prawa zachowywać się tu z butą i lekceważeniem godną carskich czynowników, ani przejmować nawyków biurokracji komunistycznej, która każdego petenta zwykła traktować jak chwilowo tylko jeszcze nie przyłapanego oszusta.
Amerykanie boją się wpuszczać uboższych Polaków, w obawie, że będą u nich pracować na czarno. Od paru lat obawa ta jest mało uzasadniona ? wskutek deprecjacji dolara po prostu się to już nie opłaca. Ale nawet gdy była uzasadniona, nie usprawiedliwiała traktowania z buta każdego, kto chciałby na przykład odwiedzić rodzinę, a nie może się wykazać, że jest właścicielem fortuny. Nie do przyjęcia są procedury przypominające policyjne przesłuchanie zatrzymanego na gorącym uczynku złodziejaszka. Tym bardziej nie do przyjęcia jest mnożenie biurokratycznych przeszkód, stosowanie internetowych formularzy, które nie dają się wypełnić, ani zachowanie konsulów godne kolonialnych namiestników gdzieś w głębokiej dziczy (przykłady we wspomnianym liście).