Owca – jak komentatorzy przedstawiają Polskę – wcale nie wyszła ze sprawy Zakajewa cało. A co do sytości kremlowskiego wilka…
30 czerwca, a więc na dwa miesiące przed wrześniowym kongresem Czeczenów w Pułtusku, przedstawiciel Interpolu przy rosyjskim MSW wystosował do władz Wielkiej Brytanii kolejne żądanie wydania Ahmeda Zakajewa. Na konferencji prasowej podkreślił jednak, że "zagraniczni koledzy w Interpolu twierdzą, iż zatrzymać go nie można, bo posiada status uchodźcy politycznego". Dla Interpolu to oczywiste: ważność listu gończego została zneutralizowana przez azyl polityczny potwierdzony przez londyński sąd. Jasne?
Dla Ambasady RP w Anglii i kompetentnych polskich instytucji całkowicie – spokojnie wydają więc Zakajewowi, przedstawicielowi nieuznawanej Czeczeńskiej Republiki Iczkeria, kolejne wizy, a ten spokojnie przyjeżdża do Polski i spokojnie ją opuszcza. Ostatnią wizę (umożliwiającą mu pojawienie się na kongresie) otrzymuje 10 września. A potem… odbiera anonimowe telefony (w kiepskim angielskim): ktoś go usilnie namawia, by z wyjazdu zrezygnował.
Ale granicę Polski przekracza bez problemów. Przedstawiciel MSZ oznajmił przecież, że "nie istnieją żadne podstawy prawne, by Ahmeda Zakajewa nie wpuszczać na terytorium Polski".
[srodtytul]Wpuścić, by łowić?[/srodtytul]