Wśród elit i komentatorów politycznych panuje przekonanie, że na wieki wieków jesteśmy skazani na Platformę i PiS, każda zaś próba powołania nowego ugrupowania jest skazana na porażkę. Dlaczego? Bo ordynacja wyborcza promuje wielkich. Bo ustawa o finansowaniu partii to wielkim daje pieniądze. Bo napięcie tak wielkie, że cała uwaga opinii publicznej skupiona jest na dwóch antagonistach, którzy celowo podgrzewają atmosferę. Bo nie ma kandydata na wyrazistego lidera, który mógłby się zmierzyć z charyzmą Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. Bo dotychczasowe próby okazywały się porażką – za koronny dowód podaje się tu zwykle klęskę projektu Polska XXI oraz losy takich polityków jak Ludwik Dorn czy Marek Jurek, a ostatnio słabe loty głośnego projektu Janusza Palikota.
Czy nowa centroprawicowa inicjatywa polityczna, gdyby się taka pojawiła, byłaby więc z góry skazana na klęskę? Moim zdaniem wszystkie podane wyżej argumenty są do obalenia.
[srodtytul]Kiedyś się udało[/srodtytul]
W dość powszechnej ocenie oba ugrupowania nie spełniają oczekiwań, nie odpowiadają na prawdziwe wyzwania, nie prowadzą polityki, która rozwiązuje rzeczywiste problemy Polaków. Dlaczego mamy więc zakładać, że Platformy Obywatelskiej i PiS nic zastąpić nie może? Czy nad Polską wisi fatum? Jesteśmy skazani na marną i pustą politykę?
Wielu obserwatorów – ja również – marzyło o dwubiegunowym podziale sceny politycznej. Wydawało się, że PO i PiS mogą stworzyć korzystny dla Polski model. Ale tak się nie stało.