Dowodzi tego, według niego, „dręczenie Polski Nordstreamem, zwłaszcza przebiegiem rury, która zagraża polskiemu portowi, zwlekanie przez wiele miesięcy z przykryciem wraku Tupolewa, cięcie go na części i odmowa jego wydania, podobnie jak czarnych skrzynek... Dokłada się do tego fatalna współpraca przy śledztwie, a potem upokarzający w treści raport MAK... Wreszcie demonstracyjna zamiana tablicy w Smoleńsku... Przeczołgiwanie Tuska, te wszystkie afronty i „niezręczności" muszą służyć tylko jego świadomemu osłabianiu".
Wszystko to razem, według Janickiego, spowodowane jest tym, że Moskwa chce zwycięstwa PiS, bo wtedy będzie mogła efektywnie dyskontować na zachodzie opinię Kaczyńskiego jako nacjonalisty, owładniętego antyrosyjską manią. Nie tylko antyrosyjską – rządy Kaczyńskiego oznaczałyby również kres dobrych relacji Warszawy z Berlinem. Wreszcie – „premierostwo Kaczyńskiego przy prezydenturze Komorowskiego to gwarantowane polskie piekło wewnętrzne i awantury w polityce zagranicznej, przy których animozje pomiędzy Tuskiem a Lechem Kaczyńskim wydadzą się miłym wspomnieniem". Kremlowi tylko w to wszystko graj.
No cóż, opinia jak opinia, nie Janicki pierwszy zresztą ją sformułował. Mogą w niej być elementy prawdy, choć można zasadnie argumentować i w drugą stronę. Ot, choćby przypominając, że Moskwa proponuje Polsce szereg projektów gospodarczych (prywatyzacja Lotosu, wejście naszego kraju w skład konsorcjum budującego elektrownie atomową pod Kaliningradem, ostatnio – budowy przez Rosjan naszej siłowni jądrowej). Jak dotąd rząd PO nie wchodził w te komeraże, ale też tego nie wykluczał. Tusk – być może – jednak coś kiedyś Rosjanom sprzeda, w jakiś biznesowy układ z nimi wejdzie. Kaczyński? Wolne żarty, i w Moskwie dobrze o tym wiedzą.