„Na prezydencję mogę bez praw autorskich podpowiedzieć placki ziemniaczane. Chrupiące" – rekomendował Aleksander Kwaśniewski we wtorkowym programie „Polska i świat". Nie rozumiem, dlaczego była głowa państwa tak łatwo rezygnuje z praw autorskich do smażonych tartych ziemniaków. Czyżby miał je wyłącznie do zupy kapuścianej, którą z widocznym skutkiem spożywał w czasie swojej prezydencji, ale teraz przestał i pałaszuje placki? Ale w jakim towarzystwie! „Można do nich dodawać i rybę, czyli łososia na spotkaniach bardziej wykwintnych, a najbardziej to kawior" – ekskluzywnie radził były prezydent.
Wśród naszych europejskich gości może powstać mylne wrażenie, że to danie popularne, masowo spożywane przez miejscową ludność. A ta, jak wiadomo, je placki ziemniaczane z purée i kartoflanką, przegryzając frytkami.
„Nie jesteśmy doskonali – ostrzegał Kwaśniewski redaktor Pochanke w „Faktach po faktach". – Ale pamiętajmy, że takich doskonałych państw w świecie nie ma wiele. Wiedząc o naszych słabościach, choćby jak te infrastrukturalne, musimy więcej pokazać gościnności".
Panie prezydencie, na litość boską, więcej już się nie da, zwłaszcza pokazać. Na szczęście opozycja ma całkiem inne zdanie. „Byleby tylko z polskiej prezydencji nie została jedynie książka kucharska i pełne brzuchy gości, którzy tu przyjadą, bo oni mają dobrze zjeść, ale przede wszystkim pomóc nam zrealizować nasze interesy" – ogłosił Adam Hofman (PiS).
Racja. Jak załatwią nam nasze interesy, to podamy im placki, placki z bączkami.