W tych dniach serca alterglobalistów biją mocniej. Do Polski dziś przyjeżdża Mohammad Yunus, zwany bankierem ubogich, laureat Pokojowej Nagrody Nobla z 2006 roku za stworzenie koncepcji mikrokredytów. Jakaś mikropożyczka dla naszego rządu? Nie, ten pobrał już liczne makropożyczki i ma spory z tym kłopot. Yunus wygłosi w Krakowie wykład i zainauguruje rok spółdzielczości.
Pochodzący z Bangladeszu Yunus to postać niezwykła. W kryzysie, który skompromitował tradycyjnych bankierów, wręcz kultowa. Jego działalność przywoływano wielokrotnie na zakończonym właśnie dorocznym zjeździe finansjery i polityków w Davos, którego motywem przewodnim jest w tym roku „Wielka przemiana. Kształtowanie nowych modeli". Dużo mówi się o nowym kapitalizmie, nienastawionym tylko na zysk, idącym w parze z moralnością i interesem społecznym. Świat na miarę XXI wieku ma być zrównoważony i solidarny. Pasuje jak ulał do działalności Yunusa.
A jednak nie ma on obecnie zbyt wielu powodów do zadowolenia. Zarówno jego idea, jak i inne programy, które łączą biznes ze zwalczaniem biedy w krajach Trzeciego Świata, budzą coraz więcej kontrowersji. Sam noblista, promujący na całym świecie mikrokredyty dla biednych, ze smutkiem obserwuje ich deformację.
Lichwa zamiast mikropożyczki
Wszystko zaczęło się w 1983 roku od stołków z bambusa. Po powrocie ze studiów w Ameryce Yunus spotkał wytwarzającą je na wsi kobietę. Rano pożyczała bambus od kupca, a wieczorem musiała oddać mu gotowy wyrób. W ten sposób codziennie zarabiała równowartość dwóch centów. Yunus zauważył, że gdyby kobieta miała dziesięć razy większą kwotę na kupno materiału, mogłaby stołek sprzedać na rynku za cenę zdecydowanie wyższą, nie będąc uzależnioną od jednego kupca. Wtedy wymyślił koncepcję mikrokredytów dla biednych i poszedł z nią do lokalnych banków. Te uznały, że najprawdopodobniej postradał zmysły. Po pierwsze, nie można pożyczyć pieniędzy komuś, kto nie ma nic, a więc żadnego zabezpieczenia, po drugie, w grę wchodzą zbyt małe kwoty, by taka działalność się opłacała. Długo nie przejmował się odmową. Założył własny bank Grameen, który dziś ma blisko 10 mln klientów.
Pomysł z mikrokredytami na początku sprawdzał się znakomicie. Mieszkańcy wsi kupowali krowy, maszyny do szycia, rozkręcali drobne biznesy i poprawiali swój byt. Ze spłatą nie było większych problemów, bo cały system Yunus oparł na wzajemnych poręczeniach wśród lokalnej społeczności. Jak ktoś nie płaci, szkodzi innym, a wszyscy się znają. Nie trzeba jeździć do miasta. Co tydzień przedstawiciel banku pojawia się we wsi, by na miejscu zebrać raty i oferować nowe pożyczki. Pomysł podchwyciły szybko inne kraje. Pojawiły się tysiące instytucji finansowych oferujących podobne usługi.