I tu zróbmy wtręt, zastrzegając, że reszta felietonu nie trzyma nie tylko poziomu (to jednak nic nowego), ale i parytetu płci. Słowem: jest dla mężczyzn. Otóż w życiu każdego mężczyzny przychodzi taka chwila, że orientuje się, iż jak sam sobie nie ugotuje czy nie upiecze, to ani żona, ani kochanka, ani pies z kulawą nogą za niego tego nie zrobi. I wtedy trzeba brać sprawy wswoje ręce.

A tu jeszcze teściowa na obiad się wprasza - Mamusia, jak wiadomo, gotuje najlepiej na świecie, o czym może zaświadczyć najbliższa klinika gastrologii. By stanąć z nią w szranki, a w dodatku pobić dotkliwie, trzeba uciec się do fortelu. Czyli do gęsi. Danie to wyśmienite dla egzemplarzy nieobdarzonych nadzwyczajnym talentem kulinarnym, za to mocno leniwych. Wypisz, wymaluj dla mnie.

Wymaga niewiele. Przydałaby się gęś. Ptaki te bije się w Polsce dwukrotnie: wiosną i na św. Marcina, teraz więc trzeba kupić w supermarkecie mrożoną. Ja wiem, że najlepsza jest świeża, którą potem moczymy przez kilka dni w solance, ale skoro nie ma, to na jakieś dwa dni przed podaniem rozmrażamy bydlę. Z tłustego kupra robimy smalec, który się przyda do chleba i piwa na później, koledzy będą zachwyceni. Podroby dajemy żonie, przydadzą się na rosół, albo i od razu psu. Niech jedyna istota, która nas rozumie, też ma święta!

Samą gęś nacieramy mocno solą, czosnkiem i majerankiem. Za to do środka napychamy, ile się da, mocno ukiszonej kapusty z dwiema, trzema cebulami i suszonymi grzybami. Przydałby się też kminek, którym można również nakłuć ptaka. Cała ta ceremonia trwa jakiś kwadrans. Nafaszerowany obiad in spe ląduje w brytfannie, okładamy go kiszoną kapustą i polewamy pinot noir lub egri bikaverem (ale dobrym, jak poskąpicie na wino, cały efekt diabli wezmą).

W niedzielę rano, po rezurekcji i śniadaniu, wszystko to ląduje w piekarniku. 160-180 stopni (jak dacie więcej, spalicie kapustę na wierzchu) i jakieś trzy godziny pieczenia. Butelka bikavera (wspieramy braci Madziarów) znakomicie się nada do przyjmowania zasłużonych wyrazów uznania. Smacznego Alleluja!