Ponieważ wierni podtrzymali poparcie dla Stangla, w sprawę zaangażował się zwierzchnik proboszcza, kardynał Christoph Schönborn. Po spotkaniu ze Stanglem i jego partnerem ("aby zrozumieć, dlaczego wspólnota obdarzyła go zaufaniem") ogłosił, że zmienia decyzję proboszcza Świerczka. Stangel pozostanie w radzie. - Zadałem sobie pytanie: co w tej sytuacji zrobiłby Jezus. I myślę, że on przede wszystkim zobaczyłby tu człowieka - tłumaczył kardynał. Zaznaczył też, że to sytuacja jednostkowa, niezmieniająca standardów w Kościele austriackim, i że wszelkie konsekwencje decyzji bierze na siebie.
Po werdykcie zwierzchnika ksiądz Świerczek uznał, że nie widzi dla siebie miejsca w tej parafii. Na razie jest na urlopie odpoczynkowym.
Kiedy czytałem w "Gazecie Wyborczej" słowa kardynała Schönborna, przypomniała mi się biblijna scena doprowadzenia przez faryzeuszy do Jezusa jawnogrzesznicy, którą chciano ukamienować. Chrystus wystąpił w jej obronie, ale wyraźnie wskazał: idź i nie grzesz więcej.
Czy kardynał Schönborn skierował takie wezwanie do kontrowersyjnego członka rady parafialnej? Nic na to nie wskazuje.
Historia polskiego proboszcza pokazuje też nową dla Kościoła sytuację - taką, gdy wierni zaczynają narzucać swoje coraz bardziej liberalne poglądy zwierzchnikom. Biskupi i kardynałowie będą coraz częściej stawać przed podobnymi dylematami: czy akceptować poglądy wiernych w imię zachowania spokoju, czy też narazić się na ryzyko ich odejścia ze wspólnoty.