Z tegorocznych badań, które przeprowadziła Biblioteka Narodowa, wynika, że czytelnictwo w ostatnim roku w naszym kraju ani nie wzrosło, ani nie spadło. To napawa pana optymizmem?
Dr Tomasz Makowski: Oczywiście tylko częściowym. Optymistyczne jest to, że po spadkach czytelnictwa, jakie odnotowano przed kilkoma laty, w ostatnich latach ta tendencja się zatrzymała.
Jak zdaniem pana dyrektora udało się to osiągnąć?
Powiedziałbym najkrócej: przez serię pozytywnych skojarzeń. W domach, w których się czyta, niewiele potrzeba. Dzieci widzą, że u ich rodziców książka jest rodzajem artykułu codziennej potrzeby, kojarzy się też z atrybutem dorosłości, mądrości. W domach, w których nie czyta się książek, a takich niestety jest dużo, taki przykład oczywiście nie zadziała. Społeczną odpowiedzialność ponoszą biblioteki szkolne i publiczne oraz media, które goszczą osoby popularne, obdarzone autorytetem czy kojarzące się z sukcesem. Takie właśnie osoby zwykle bardzo skutecznie zachęcają do czytania, opowiadając choćby o swoich ulubionych lekturach. W Polsce największym problemem dotyczącym czytania jest to, że wiąże się ono przede wszystkim ze szkołą. Badania pokazują jasno, że wraz z zakończeniem edukacji szkolnej czy akademickiej przestajemy czytać. Cały czas najwięcej czytają młodzi, najmniej starsi, 60 +, co pokazuje długą tradycję nieczytania i fakt, że w wielu domach nie ma książek na półkach.
Osoby udające się na emeryturę z reguły mówią, że więcej czasu spędzą na działce, poświęcą na podróże czy wychowywanie wnuków, rzadko deklarują, że wreszcie będą miały czas na zaległe ulubione lektury.