Konstytucja przeciw rewolucji

Wbrew postulatom wyrównywania statusu małżeństw i związków partnerskich polska konstytucja promuje model rodziny tradycyjnej - podkreśla politolog

Publikacja: 16.07.2012 19:38

Konstytucja przeciw rewolucji

Foto: archiwum prywatne

Red

Historia paradoksem się toczy. Jeszcze kilka lat temu niewielu mogło przypuszczać, że uchwalona 2 kwietnia 1997 roku i podpisana przez ówczesnego lidera polskiej lewicy, prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, konstytucja stawać będzie w poprzek nadciągającej dziś nad Wisłę obyczajowej rewolucji. Że stanie się, przynajmniej częściowo, bastionem polskiej tradycji.

Przypomnijmy. Ustawa zasadnicza uważana była za kompromis między rządzącą wówczas lewicą a częścią środowisk postsolidarnościowych, którego patronami stali się ówczesny prezydent i Tadeusz Mazowiecki. Jako taka była krytykowana przez część środowisk konserwatywnych. Dziś jednak po 15 latach ten sam dokument jest jednym ważniejszych argumentów tych, którzy stają do merytorycznej i politycznej batalii z rewolucją, która - by użyć języka Slavoja Żiżka coraz mocniej puka do polskich bram.

Prawo do kultu

Wymieńmy dwa przykłady. Zwolennicy wspomnianej rewolucji domagają się w Polsce państwa świeckiego, rozdziału Kościoła od państwa, a czasem także zamknięcia religii w sferze prywatnej. Rzecz w tym, że rozwiązań takich polska konstytucja nie zna.

Konstytucja podkreśla publiczny, a nie prywatny charakter wolności religijnej i prawo do publicznego wykonywania kultu

W odnoszącym się do tej kwestii artykule 25 (podobnie jak w całej konstytucji) nie ma słowa ani o „rozdziale" Kościoła od państwa, ani o jego „świeckości". Mówi się natomiast o „bezstronności", „autonomii" i „wzajemnej niezależności każdego w swoim zakresie", wzywając jednocześnie - zgodnie z formułą Soboru Watykańskiego II - Kościół katolicki i państwo „współdziałania dla dobra człowieka i dobra wspólnego".

Równie ważne jest i to, że zarówno artykuł 25, jak i 53 wyraźnie podkreślają publiczny, a nie prywatny charakter wolności religijnej i prawo do publicznego wykonywania kultu. Pewnym drobiazgiem, który ilustruje tego właśnie ducha konstytucji, jest choćby jej artykuł 191, wymieniający Kościoły i związki wyznaniowe obok innych instytucji publicznych na liście podmiotów uprawnionych do wnoszenia skargi do Trybunału Konstytucyjnego.

Przykład drugi dotyczy modelu rodziny. Otóż wbrew postulatom wyrównywania statusu małżeństw i związków partnerskich czy coraz głośniejszym argumentom przekonującym do prawa wychowywania dzieci przez związki jednopłciowe polska konstytucja promuje model rodziny tradycyjnej. Najważniejszy i jednoznaczny tego zapis znajduje się w słynnym artykule 18. Stwierdza on: „Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej.„ Ważnym jego uzupełnieniem są też artykuły 48 i 53 podkreślające, że to przede wszystkim rodzice - a nie państwo, szkoła czy rozmaici edukatorzy - mają szczególne prawo i obowiązek kształtować sumienia i osobność swych dzieci. Nie według mód czy politycznej poprawności, ale według własnych przekonań i własnych sumień.

Groźba relatywizacji

W czasie nieuchronnej zapewne batalii o kwestie obyczajowe same zapisy konstytucji automatycznie niczego nie rozstrzygną. Zwłaszcza że zwolennicy obyczajowych zmian będą je relatywizować lub bagatelizować. Polegać to będzie zapewne na przywoływaniu przeciw nim ogólnych dyspozycji konstytucji, mówiących o powszechnej godności obywateli (art. 30), a także prawie do równego traktowania przez władze publiczne (art. 32). Dużo mniej wysublimowane ich ignorowanie już dziś zamyka się w argumencie, że konserwatyści mogą sobie „wymachiwać" konstytucją, a w wolnym kraju ludzie i tak sami wybierają model swojego życia. Tak jakby w całym sporze chodziło o czyjąkolwiek indywidualną wolność.

Jednak mimo to dla zwolenników zachowania kulturowego status quo obecna konstytucja i jej filozofia stają się coraz ważniejszym  -  i chyba nie w pełni docenianym orężem.

Warto podkreślać przede wszystkim równowagę, jaką udało się znaleźć jej autorom, między ochroną wolności osobistej obywateli a promowaniem przez państwo niezbędnej do jego rozwoju aksjologii. Język i filozofia polskiej konstytucji wyraźnie pokazują, że godność człowieka, równość i wolność naturalnie łączą się, a nie wykluczają, z publicznym przeżywaniem religii. A także że w zgodzie ze swym sumieniem czy orientacją seksualną można żyć również w nowoczesnym państwie, które promuje jeden, określony model małżeństwa, rodzicielstwa i rodziny.

Wartość argumentów konstytucyjnych polega, po wtóre, na tym, że używanie ich przez zwolenników tradycji, częściowo przynajmniej, pozwoli im uniknąć krzywdzącej i dezawuującej etykiety „talibów" czy „ekstremistów". Dla sporej części ciągle umiarkowanego w swych przekonaniach społeczeństwa ważne może okazać się to, kto występuje w imię uznanego już ładu prawnego demokratycznego państwa, a kto ład ten z powodów ideologicznych kontestuje.

Po trzecie, warto wreszcie zauważyć, że konstytucjonalizacja sporów światopoglądowych w centralnym ich miejscu postawi oczywiście Trybunał Konstytucyjny. Ten zaś, ciesząc się w Polsce coraz większym autorytetem, w drażliwych i budzących emocje sprawach światopoglądowych orzekał na ogół ostrożnie, unikając presji ducha czasu, interpretacyjnych nowinek czy eksperymentów.

Upór i kompromis

Aby strategia konstytycjonalizacji była skuteczna, ważny jest szacunek dla konstytucji. Jeśli zatem konstytucja ma być demokratyczną busolą, przypominającą wspólną zbiorową tożsamość i rozsądnie wyznaczającą kierunek wspólnego rozwoju, nie można traktować jej jak jeszcze jednego instrumentu politycznej walki, czy - jak ujął to kiedyś prof. Helmut Juros – prognozy pogody aktualnych nastrojów czy ambicji politycznych. Przywołany na wstępie paradoks pokazuje, że w demokratycznej praktyce ochrona narodowej tradycji wymaga nie tylko uporu, ale także odważnych kompromisów i ich mądrych architektów.

Autor pracuje  w Instytucie Politologii UKSW

Historia paradoksem się toczy. Jeszcze kilka lat temu niewielu mogło przypuszczać, że uchwalona 2 kwietnia 1997 roku i podpisana przez ówczesnego lidera polskiej lewicy, prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, konstytucja stawać będzie w poprzek nadciągającej dziś nad Wisłę obyczajowej rewolucji. Że stanie się, przynajmniej częściowo, bastionem polskiej tradycji.

Przypomnijmy. Ustawa zasadnicza uważana była za kompromis między rządzącą wówczas lewicą a częścią środowisk postsolidarnościowych, którego patronami stali się ówczesny prezydent i Tadeusz Mazowiecki. Jako taka była krytykowana przez część środowisk konserwatywnych. Dziś jednak po 15 latach ten sam dokument jest jednym ważniejszych argumentów tych, którzy stają do merytorycznej i politycznej batalii z rewolucją, która - by użyć języka Slavoja Żiżka coraz mocniej puka do polskich bram.

Pozostało 86% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę