Rozumiem, że słynny poseł Godson z PO ma odmienne zdanie jako duchowny protestancki, nieuznający zwierzchności Rzymu. Choć jego tłumaczenie, że jak ktoś nie chce pracować w niedzielę, to powinien zmienić zajęcie, zostanie ze zdumieniem przyjęte nie tylko w rodzinnej Łodzi, gdzie bezrobocie sięga kilkunastu procent. Także wśród jego współbraci ze zboru, bo chrześcijan wszystkich wyznań obowiązuje dekalog, a ten każe dzień święty święcić.
Doskonale też rozumiem, że jak ktoś robi igrzyska z apostazji, a nawet daje za to miejsce na listach wyborczych – jak Palikot – to będzie uważał, że zakaz handlu w niedzielę jest na rękę korporacji watykańskiej (jak raczył się wyrazić wice-Palikot, czyli poseł Dębski). Jedno mi się tylko nie zgadza, że inny poseł od Palikota, niejaki Gibała, uzasadniał sprzeciw palikociarni stratami budżetu i wzrostem bezrobocia.
Bo mówiąc najzupełniej serio – to kompletne bzdury. Raz już coś podobnego słyszeliśmy, gdy wiele lat temu wprowadzono zakaz handlu w święta kościelne. Dziś mało kto pamięta, że jeszcze niedawno hipermarkety pracowały zarówno podczas Bożego Narodzenia, jak i Wielkanocy. Zakaz też miał zniszczyć handel i zagrozić miejscom pracy, ale jakoś nie zniszczył i nie zagroził. Gdyby John Godson był wtedy posłem, też pewnie by pracownikom supermarketów poradził, żeby, skoro chcą mieć wolne w święta, zmienili pracę. I pewnie by to zrobili, tylko gdzie by znaleźli tak komfortowe zajęcie za płacę minimalną? Takie kokosy tylko w sklepach. Bo bez względu na wyznanie ludzie, którzy pracują w handlu, robią to dlatego, że nie mają innego wyjścia. Wie to każdy, kto ma choć minimalne pojęcie o tym, jak wygląda sytuacja na rynku pracy w Polsce. Każdy, komu leży na sercu los ludzi pracy. A że takich osób nie ma w Ruchu Palikota, to oczywiste, bo oni tylko udają, że troszczą się o najsłabszych, a tak naprawdę zajmuje ich tylko walka z PiS-em i Kościołem. I to jest, posługując się popularnym ostatnio określeniem ich lidera, prawdziwa polityczna prostytucja.