Działacz zmienia rzeczywistość bardziej przez to, że w niej jest. Gdzie byłaby wszak polska piłka nożna, gdyby nie trwał w niej od lat podziwiany przeze mnie Zdzisław Kręcina (o którym nigdy nie słyszy się, że coś zrobił – mówi się tylko o tym, że jest albo że zaraz go nie będzie, albo że dość długo jednak na naszych oczach był)? Gdzie byłyby tony kruszców przywożone z każdych igrzysk, gdyby nie obecna zawsze w tle, obwieszona identyfikatorami i wożona z hotelu do hotelu „olimpijska rodzina”?
Działaczom sportowym poświęcono już jednak wiele tekstów, kręcono o nich filmy. Ja przez kilka ostatnich dni miałem okazję z bliska przyglądać się innemu gatunkowi herosów, którym świat powinien być wdzięczny za to, że w ogóle na nim są. W Livingstone odbyło się właśnie współorganizowane przez Zambię i Zimbabwe 20. Zgromadzenie Ogólne Światowej Organizacji Turystycznej Narodów Zjednoczonych (UNWTO). Parę setek delegatów wraz z fraucymerami przez kilka dni jeździło w tę i z powrotem oglądać Wodospady Wiktorii, muzea, stołować się i przyglądać się zwierzynie. Przerwy poświęcali na męczące obrady, podczas których udało się im ustalić m.in., że turystyka jest ważnym narzędziem budowania wzrostu gospodarczego społeczeństw, ponieważ ludzie do których przyjeżdżają turyści, na tych turystach zarabiają (bo turyści płacą), a jak ludzie zarabiają (co za odważna konstatacja!), to zasadniczo żyje im się lepiej. Słowo daję, że przeczytałem wszystko, co na temat szczytu pisały lokalne gazety (obficie cytując nie tylko płomienne kazanie, które pochodzącemu od Boga pięknu Wodospadów Wiktorii poświęcił nieśmiertelny Robert Mugabe) – takiego zbioru banałów i truizmów nie widziałem na oczy, odkąd przestałem zawodowo chadzać do polskiego Sejmu.
Delegaci powzdychali nad wodospadem, pogłaskali słonia, pobalowali i pojechali, a ja zrozumiałem, jak bardzo są światu potrzebne agendy takie jak UNWTO. Właściciele hoteli i restauracji w Livingstone w ostatnim miesiącu zrobili przecież spokojnie całoroczne obroty. Po co oczekiwać, że ci działacze wykują jakąś nową rzeczywistość? Oni wspierają światową turystykę, śpiąc, jedząc i bawiąc się za ONZ-owskie pieniądze. Pompują je w lokalną gospodarkę, z każdym kęsem steku z antylopy, z każdą minutą widokowego lotu nad wodospadami zmieniają świat na lepsze, BĘDĄC. Dziś Livingstone, a za parę lat objazdowy zakład bicia piany ruszy przecież dalej i na delegatach zarobi sobie hotelarz w Kolumbii czy Kambodży.
Działacz na dobre wyśmiewa inteligenckie teorie, głoszące, że świat popychają do przodu ci, którym przyświecają jakieś wielkie idee. Przypominam: dziś świat zmienia ten, kto poje sobie, popije, po czym zapłaci rachunek.
Autor jest twórcą portalu Stacja7.pl