Zdumiewać może, jak równocześnie możliwe są dwa przeciwstawne zjawiska: z jednej strony rozumne wycofywanie się z sankcji nałożonych na Kubę, z drugiej natomiast poszerzanie ich zakresu wobec Rosji. O ile to pierwsze posunięcie demokratycznego prezydenta USA należy przyjąć z zadowoleniem, gdyż jest rozsądną decyzją, o tyle to drugie należy potępić, ponieważ jest co najmniej nierozważne.
Sankcje nałożone na Kubę – ze swoją kompromitującą USA już ponadpięćdziesięcioletnią historią – okazały się nieskuteczne i szkoda, że zrozumienie tego faktu aż tyle czasu zajęło niektórym w Waszyngtonie (i nie tylko). Co gorsza, są tacy po stronie konserwatywnych, by nie rzec reakcyjnych republikanów, którzy od razu po oświadczeniu Białego Domu zareagowali buńczucznymi stwierdzeniami, że dążenia do przywrócenia stosunków dyplomatycznych i normalizacji relacji amerykańsko-kubańskich będą blokować w Senacie, gdzie Partia Republikańska ma większość.