„Wydarzenia, które mają miejsce we Francji w żaden sposób nie zagrażają Polakom" – uspokoiła naród Kopacz Ewa. To oczywiste. W razie czego, szafa po Donaldzie ma dopiero osiem lat. Jeszcze prawie nówka.
Poza tym, do stolicy Francji udaje się Piotrowska, a przy takim musicalu wysiada „Amerykanin w Paryżu". Kto, jak nie Piotrowska, „da radę"? Sam jej widok, z naszą, reprezentacyjną frontmenką w tle, bez pudła rozrusza przyciężkawą atmosferę międzynarodowego sabatu bezpieczniaków. Jeśli do tego Piotrowska zabierze ze sobą głowę i zagada po francusku, to tym lepiej. Nie ma grzyba, by wiadomość o tym, że wykluł się nam właśnie „Narodowy Plan Antyterrorystyczny na lata 2015 -2020" nie poraziła sztywniackiego towarzystwa. Wprawdzie, plan ten zrodził się dopiero w grudniu, lecz niewątpliwie 2014 roku. Śmiało można twierdzić, że już prawie rok temu. Lepiej chyba zawczasu sprawdzić, jak mówi się „łońskiego roku" po francusku.
Z kolei, bycie ofiarą Piotrowskiej jeszcze przez całe, przyszłe pięć lat szczególnie zabawne nie jest. Coraz bliżej nas, z prawa i z lewa, leje się prawdziwa krew. Korytarzem do Królewca wciąż swobodnie, tam i z powrotem, ciągną karawany złowróżbnej przyjaźni, a Piotrowska nic. Hekatomba terroryzmu francuskiego chowu przedziwnie skorelowana jest w czasie z nową odsłoną ofensywy na Ukrainę, lecz Piotrowskiej to nie rusza.
Piotrowska panicznie ponoć się boi, że ci, którzy dotąd nie mieli szampańskich widoków na ukraińską karierę upierając się przy Karcie Polaka, będą szachrować. Że kombinują, jakby tu najliczniej zwalić się jej na głowę, która wszak bywa czymś bezcennym. Czyżby zatem szkoła jaruzelszczyzny w Patriotycznym Ruchu Ocalenia Narodowego nie obrodziła refleksją, w jak oczywisty sposób bogata jest nasza ojczyzna w tysiące miejsc zakwaterowania w wojennej potrzebie? Czy dla prawdziwej, szczerozłotej jaruzelszczyzny liczyły się koszty, gdy trzeba było zapuszkować tabuny pensjonariuszy z najmniejszych miasteczek w kraju i dodać im drugie tyle zbrojnej warty? Nie tego spodziewałam się po etosie patriotycznej weteranki ruchu ocalenia naszego narodu, tym bardziej, że dopieszczania u celu ewakuacji przez chwatów z karabinami nasi rodacy ze Wschodu nie potrzebują.
Szczyptę optymizmu wlewa w serce fakt, że naród w chwili obecnej nieźle zna się już na języku bezwstydnych, pustych obietnic, na mowie cynicznej obłudy. Nie minęła bodaj godzina od męczącego spektaklu „studniówki", gdy górnicy postawili bez niedomówień sprawę, że słowa „plan naprawczy" oznaczają rozwałkę i zostali pod ziemią. Błyskawicznie wystawili świadectwo kompletnego braku zaufania do języka władzy. To efekt lat praktyki. W Grodzisku Mazowieckim już jakiś czas temu anonimowy graficiarz nabazgrał przy drodze przelotowej hasło:„KŁAMCZUSZEK!". Jedno słowo. Mądremu dość.