Swoje oburzenie na nowy show TVN zdążyli już wyrazić liczni specjaliści od wychowania, a także dziennikarze i dziennikarki. I choć mają rację, miażdżąc nowy projekt telewizyjny, to trudno nie dostrzec, że dokładnie takiej samej krytyce można poddać niemal każdy talent show. Każdy z tych programów ma promować głównie jurorów, z ich uczestników zazwyczaj robi się debili, a najczęstszym tematem small talks, jakie jurorzy prowadzą z gośćmi, jest seks, no, ewentualnie zakochanie. Akurat w tym przypadku mamy do czynienia z dziećmi i to zmienia – ale tylko w nieznacznym stopniu – postać rzeczy.
Jednak jeśli akceptujemy tamte dorosłe talent shows, jeśli uznajemy, że publiczne robienie z ludzi pajaców, poniżanie ich, a także przepytywanie z intymnych aspektów ich życia może być normalną drogą do zrobienia kariery, to trzeba zacząć przygotowywać dzieci do takiego świata od najwcześniejszych lat. W takim świecie „Mali giganci" są tylko przedszkolem, a może edukacją wczesnoszkolną dla naszych dzieci. One muszą przecież gdzieś się nauczyć, że tani erotyzm, niemądre wypowiedzi, bezczelność, a także zgoda, by inni ludzie – czasem jeszcze bardziej durnowaci, ale lepiej ustawieni – robili z nas głupków, to ceną, jaką trzeba zapłacić za to, by być znanym (co oznacza – za występowanie w telewizji).
Ten, kto uważa, że tego typu programy naruszają godność dzieci, powinien więc się zastanowić, czy warto tracić czas na dorosłe talent shows. Czy warto zaśmiecać sobie umysł rozmowami o tym, kto z kim i ile razy, których pełno nie tylko w talk-show, ale i w bulwarowej prasie?
Jeśli bowiem coś jest złe dla dzieci, to może jest szkodliwe także dla dorosłych? A jeśli uznajemy, że jakaś rozrywka jest dobra dla ludzi dorosłych, to – odwrotnie – zadajmy sobie pytanie, co nie podoba nam się w tym, że robią to dzieci?
Na koniec krótka uwaga do krytyków – najlepszym lekarstwem na „Małych gigantów" byłoby zbudowanie takiej kultury, w której oglądanie ich będzie obciachem i żenadą. Spadek oglądalności bez wątpienia doprowadzi do zdjęcia programu z ramówki. Bo dopóki program będzie popularny, dopóty pohukiwania oburzonych celebrytów tylko napędzą mu kolejnych widzów.