Rząd Grecji ma całkowitą rację, że nie daje się zmusić do społecznie szkodliwych i-- na dłuższą metę nieracjonalnych ekonomicznie cięć wydatków budżetowych. Postępuje też słusznie, nie godząc się na obciążające ludność dalsze podnoszenie podatków mające na celu głównie niekończące się spłacanie długu zagranicznego, w który został wpędzony. Ekipa Syrizy jest pragmatyczna, a nie populistyczna. Wierzycielom proponuje rozsądne rozwiązania głębokiego kryzysu.
Syndrom 3 x 25
Trzeba też podkreślić, że jest to rząd demokratyczny. Ludzie, wpędzani przez lata w biedę, najpierw wyszli z siebie, potem na ulicę, ale jednak demokracja wzięła – jak dotychczas – górę. I wierzyciele muszą się z tym liczyć, jeśli demokrację traktują poważnie. Jakie jest bowiem inne wyjście? Powrót do dyktatury czarnych pułkowników? W Europie, w Unii Europejskiej, w połowie drugiej dekady XXI wieku? A trzeba być ślepcem politycznym i głupcem ekonomicznym, aby sądzić, że Grecy zechcą demokratyczną większością zaakceptować skrajny program wyrzeczeń. To nie tylko niedorzeczność logiczna, to także etyczna nieuczciwość.
Za pomocą kolejnych manewrów „pomocowych" już udało się przerzucić zasadniczą część greckich zobowiązań z prywatnych banków, współodpowiedzialnych za grecki kryzys, na organizacje publiczne – Unię Europejską oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Obecnie aż około 80 proc. długu to zobowiązania wobec specjalnych instytucji UE, a także Europejskiego Banku Centralnego i MFW. Przez kolejne lata trwała jakże kosztowna gra polegająca w istocie na przenoszeniu kolejnych porcji rosnącego długu z zobowiązań wobec sektora prywatnego na sektor publiczny. I o to przede wszystkim chodziło podczas kryzysu trwającego już siedem lat, jakże chudych dla Greków! Ale bynajmniej nie dla przytłaczającej większości ich sytych wierzycieli...
Podczas gdy grecki dług publiczny zwiększył się z nieco ponad 100 proc. PKB w 2010 roku do prawie 180 proc. w roku 2015, Grecja została wepchnięta wskutek zewnętrznych nacisków i kolejnych etapów „pomocy" w syndrom potrójnego 25: 25-procentowa recesja od 2010 roku, ponad 25-procentowe bezrobocie, 25 proc. ludności poniżej progu ubóstwa. Rzecz niebywała w przypadku rozwiniętego kraju w warunkach pokoju. Zarazem bogate banki – głównie niemieckie, francuskie, szwajcarskie, austriackie i cypryjskie – wyłgały się od współodpowiedzialności, przerzucając koszty lekkomyślności w udzielaniu kredytów na europejskich podatników. Fakt, że niektóre z nich musiały spisać na straty część nieodzyskanych środków. Kosztowało to je jednak dużo mniej, niż wyniosły zyski z tego procederu.
Kto winien?
Kto ma teraz ponieść koszty nieroztropności i nierozważnej polityki? Grecy, którzy i tak już pracują (ci co pracę mają) najdłużej w Europie, rocznie o 19 proc. dłużej niż Polacy i aż o 47 proc. dłużej niż Niemcy? Wśród krajów członkowskich OECD jedynie południowi Koreańczycy średnio rocznie pracują dłużej (odpowiednio 2163 i 2037 godzin; dane dla Korei za rok 2012, dla Grecji za 2013). Oczywiście łatwo radzić Grekom, aby wzięli się do pracy, lecz trzeba też odpowiedzieć na pytanie, gdzie mają tę pracę znaleźć. Oby nie przy wznoszeniu barykad...