"Rzeczpospolita": Jest nowy prezydent, niedługo zapewne będzie nowy rząd. Pojawia się więc sporo dyskusji na temat polityki zagranicznej. Szykuje się przewrót w tej dziedzinie?
Ryszard Czarnecki, polityk PiS: Słowa „przewrót" w polityce zagranicznej unikałbym jak diabeł święconej wody. Nie należy używać języka, który może odstraszać naszych partnerów czy dawać amunicję naszym oponentom, którzy chcieliby zepsuć wizerunek nowej władzy w oczach europejskich partnerów. Ale trzeba wyciągnąć wnioski z błędów polityki zagranicznej tandemu Tusk – Sikorski.
Wystarczy więc po prostu korekta dotychczasowej linii?
Należy napełniać treścią hasła nigdy nierealizowane. Na przykład to, gdy Donald Tusk słusznie mówił, że Unia w kwestii Ukrainy powinna mówić głosem Polski, ale nic w tej sprawie nie zrobił. Trójkąt Weimarski, tak zachwalany w kwestii Ukrainy, okazał się papierową figurą geometryczną. Chodzi więc o to, aby polityka była realna, a nie deklamacyjna jak do tej pory. Poza tym polityka wieszania się na Rosji – świadczyła o tym pierwsza wizyta Tuska w Moskwie, po której mówił, że Putin to nasz człowiek – okazała się inwestycją całkowicie nietrafioną.
Zacznijmy od Unii Europejskiej. Prezydent elekt mówił o zapobieganiu naturalnej tendencji w postaci tworzenia się hierarchii, jego doradca Krzysztof Szczerski – o pożądanym odejściu od głosowań większościowych w sprawach energetycznych czy klimatycznych. Czy nie wskazuje to na dążenie do zmiany traktatów?
Tusk określał zmianę traktatów w kontekście wysiłków Davida Camerona jako mission impossible. Traktaty jednak, tak jak i polska konstytucja, muszą nadążać za rzeczywistością i będą stopniowo zmieniane. Generalnie chodzi o to, aby Polska nie była pasywna. Byliśmy krajem, który w dużym stopniu nie współtworzył polityki unijnej, lecz zgadzał się pokornie na określone propozycje. Także po to, aby podnosić wartość akcji personalnych Tuska i Sikorskiego na giełdzie międzynarodowej.
A jakie są pomysły Andrzeja Dudy oraz PiS na to, jak skończyć z pasywnością, o której pan mówi?
Jest zgoda, że Polska powinna współtworzyć politykę unijną i nie musi to być od razu zmiana traktatu. Nie musimy na to czekać, aby spowodować poprawę pozycji Polski. Sprawa pakietu klimatycznego jest dobrym przykładem. Polska go przyjęła, a następnie minister Andrzej Kraszewski określił go jako katastrofę. Po czterech latach Tusk musiał wetować jego ustalenia. Inny przykład: w wielu obszarach mamy płacić lub grozi nam płacenie kar w wysokości kilkudziesięciu tysięcy euro dziennie za niewdrażanie unijnych dyrektyw. To wynik tego, że nie reagowano wcześniej, na poziomie ich tworzenia.