Neurony piramidowe u Lenina były silniej rozwinięte, łączące je włókna liczniejsze, a komórki większe niż u zwykłego śmiertelnika – taką diagnozę postawił berliński neurolog, profesor Oskar Vogt, który krótko po śmierci przywódcy pierwszego państwa komunistycznego badał jego mózg. Ku radości sierot po Leninie w raporcie końcowym uczony napisał, że „aparat myślowy Lenina był mózgiem atlety". Na takie dictum radziecka tuba propagandowa nr 1, dziennik „Prawda", obwieściła: „Profesor Vogt wniósł znaczny wkład do materialistycznego poznania ludzkiej psyche". Wdzięczność Rosjan nie miała granic, skoro nauka radziecka z neurologicznym wyzwaniem poradzić sobie nie mogła.
Jurij Annenkow, artysta rysownik, który jako pierwszy po śmierci zawodowego rewolucjonisty oglądał jego mózg w słoiku z formaliną, oświadczył, że „jedna jego część zachowała się znakomicie, druga jednak skurczyła się i zapadła w sobie, do wielkości orzeszka laskowego". Z opresji naukę radziecką wyciągnął profesor Vogt, naukowa sława w zakresie badań nad ludzkim mózgiem. Wraz ze swoim zespołem i aparaturą ważącą kilkaset kilogramów przyjechał do Moskwy. Mózg Lenina pokroił w plasterki i rozczłonkował na 30 tysięcy kawałeczków. Niektóre z nich do wielkości 20 mikrometrów (0,02 mm). Każdy został pod mikroskopem obejrzany, fachowo opisany, a co dziesiąty jego plaster pomalowany. Rosja nie skąpiła środków na morfologiczną eksplorację centralnego organu twórcy jej państwowości. Jej kolejny tyran Stalin sprezentował niemieckiemu neurologowi instytut ulokowany we wspaniałym pałacu tuż przy placu Czerwonym. Dzięki temu badania posuwały się śmiało naprzód, aż do finalnej publikacji Vogta w 1936 roku. Ale nie figuruje ona w dorobku naukowym badacza. Objęta cenzurą nie ujrzała światła dziennego.
Październikowy fake news
Tezy uczonego z Berlina, którymi wystawił Leninowi morfologiczny łuk triumfalny, nie oparły się postępowi wiedzy. Na „podstawie ekstremalnej miażdżycy w naczyniach krwionośnych i rozmiękczenia lewej części mózgu" współcześnie naukowcy wyciągnęli wniosek o chorobie dziedzicznej, która zabiła wodza rewolucji. Jak wiadomo, zmarł on po czwartym wylewie, tak jak jego ojciec i w tym samym co on wieku. Już pierwszy wylew spowodował paraliż, który odebrał mu mowę i funkcje poznawcze (co z resztą Stalin skomentował krótko i zwięźle: „Lenin zdechł").
Jak rewelacje Vogta o „komórkach gigantycznych rozmiarów w płatach czołowym, ciemieniowym, skroniowym i potylicznym" okazały się fantasmagorią niemieckiego neurologa, tak i sama „wielka rewolucja październikowa" sprowadziła się do jednego fake newsa. Spektakularnego ataku robotniczych mas z Leninem na czele na dawny pałac carów i siedzibę Tymczasowego Rządu, nigdy bowiem nie było. Zaistniał on jedynie w filmie legendarnego reżysera, Siergieja Eisensteina „Pancernik Potiomkin". Wprzęgnięty do machiny propagandy obraz filmowy skutecznie utrwalał fałszywy przebieg wydarzeń. W paradygmacie dzisiejszej postprawdy legitymizował przejęcie władzy przez bolszewików. W rzeczywistości 7 listopada 1917 roku w Piotrogrodzie pod osłoną nocy rozegrał się najzwyklejszy pucz, przygotowany przez sprawnego organizatora Lwa Trockiego, którego mieszkańcy miasta nawet nie zauważyli. Kilkuset bolszewików wdarło się do pałacu. Wybito zaledwie kilka szyb w oknach. Największe straty miały miejsce w piwnicy, w której zdobywcy w porywie gniewu potłukli leżakujące ponadstuletnie butelki wina i koniaku. Zaskoczeni szturmem na pałac ministrowie poddali się napastnikom potulnie jak baranki. Rzeczywista słabość rządu i jego niepopularność wynikała z kontynuowania rujnującej kraj wojny, przy beznadziejnym militarnym położeniu.
Poza determinizmem
Kolejne kłamstwo rewolucji bolszewickiej 1917 roku dotyczy rzekomej nieuchronności dziejowego zastąpienia wstrętnego kapitalizmu zbawczym komunizmem, co w naukowy dogmat o materializmie dialektycznym ubrał Lenin, ten ponury superdziałacz i mówca wiecowy, żyjący rewolucją przez 24 godziny na dobę, który w tym celu wyrzekł się wszystkiego, co lubił: jazdy na łyżwach, studiowania łaciny, szachów, a nawet muzyki. Ta konieczność dziejowa miała być machiną sprawczą wyższego rzędu, decydującą o braku alternatywy dla wystąpienia robotniczych mas. Z rewolucją proletariatu jako najważniejszym krokiem, nadającym sens i cel biegowi dziejów ludzkości. W rzeczywistości mit, uzasadniający późniejszy terror o niespotykanej w dziejach ludzkości skali. Bo w istocie Lenin przejął pogląd francuskich blankistów, że rewolucje nie wybuchają za sprawą nieubłaganie toczącego się koła historii, lecz na drodze spiskowej przeprowadza je elita kierowana przez lidera, którą to rolę zarezerwował dla siebie. Później elita, czyli partia, przymusowo wprowadza dyktaturę proletariatu. Prowadzi ona niemal za rączkę nieuświadomione masy robotniczo-chłopskie ku ich świetlanej przyszłości, przetrącając ręce i głowę każdemu, kto stanie na drodze obiektywnego biegu dziejów.