Zwalniają, znaczy się będą przyjmować – powiadał Lejzorek Rojtszwaniec. Sęk w tym, że latem i jesienią karuzela kadrowa w spółkach Skarbu Państwa wpadła w wyborcze odrętwienie, jakby oczekując na przetasowania w obozie władzy. Teraz, gdy w nowym Ministerstwie Aktywów Państwowych rozgościł się Jacek Sasin, karuzela budzi się z letargu. Nie ma wątpliwości, że będzie siłą napędową rotacji w zarządach spółek giełdowych, które mierzy kadrowy barometr „Rzeczpospolitej".
Można, a nawet trzeba, zgłaszać postulaty profesjonalizacji doboru kadr w państwowych firmach, ale nie miejmy złudzeń – każdy minister aktywów (czy, jak drzewiej bywało, skarbu) będzie miał problem z presją partyjnych kolegów chcących „sprawdzić się w biznesie". Kolejne obroty nomenklaturowej karuzeli stanowisk może powstrzymać tylko prywatyzacja, która wyrwie politykom z rąk pokaźny kawał gospodarki. I żeby nie było wątpliwości: nikt nie jest tu bez grzechu, karuzela kręciła się także za PO–PSL i SLD, PiS włączył jej tylko tryb turbo.
Ale i prywatne firmy nie zastygną w kadrowym bezruchu. Tu zmiany wymuszane będą przez dwa trendy. Przede wszystkim przez sukcesję: bohaterowie polskiego kapitalizmu, którzy na początku lat 90. zakładali firmy, często mają ponad 60 lat i chcą odpocząć. Także 50-latkowie coraz częściej zwalniają obroty, przesuwając się do rad nadzorczych i zajmując raczej strategią niż bieżącą pracą firmy. Tę przekazują potomkom albo wychowanym przez siebie menedżerom.
Drugim powodem rotacji w prywatnym biznesie będą trudniejsze czasy: nie tylko spowolnienie na rynkach europejskich i rosnąca konkurencja w kraju, ale także zmiana pokoleniowa wśród pracowników. Młodzi urodzeni w latach 90. nie chcą się zabijać dla pracy tak jak rodzice. I coraz częściej wybierają smakowanie życia. Można się na to zżymać, ale nie wolno tego ignorować. Młode pokolenie jest mniej liczne od poprzedniego, a to – wobec rosnących potrzeb gospodarki – oznacza, że pracodawcy muszą zabiegać o jego uwagę. Młodzi mają też wybór: świetnie znają języki, są wyedukowani, mają więc większe możliwości poszukiwania pracy za granicą. To wszystko sprawia, że nowi polscy szefowie muszą znaleźć klucz do ich motywacji.
Wszystko to dziać się będzie w szybko zmieniających się warunkach ekonomicznych. Proste rezerwy polskiej gospodarki w postaci niskich płac i cięcia kosztów już się wyczerpały. Rośnie konkurencja – także na rynku krajowym. W poszukiwaniu wyższych marż, obrotów i zysku trzeba się wychylić za granicę. Ale przede wszystkim wymyślać nowe produkty i usługi, by sprostać zabójczej konkurencji startupów, które w wielu branżach łamią tradycyjne modele biznesowe i kręgosłupy tradycyjnych firm.