Trzeba przyznać, że pomnik im się należał, choć trudno twierdzić, że na niego zasłużyli. To nie jest kwestia zasług. Po prostu Janusz, Grażyna i Seba są Królami Polski. I jak to królowie, mogą sobie wystawić pomnik. A dokładniej – zażyczyć, żeby im wystawili. Królują (albo „krulóją"– dla nich nie ma to większego znaczenia), czy ktoś chce, czy nie. Jeśli ramówki stacji układane są pod januszy, reklamy są dla januszy, strategie promocyjne są dla nich, pop kultura jest dla nich – no to rządzą. I nie ma dyskusji. Zresztą z januszami trudno się dyskutuje. Jeśli nawet prowadząc wóz, wyrzuci lewy kierunkowskaz, a pojedzie w prawo, to nie ma sensu się wtrącać. Pokaże ci faka, bo janusz nie może się mylić.
Tak ma. Grażyna wciśnie ci się bez kolejki, bo „tylko jednej rzeczy zapomniałam, no co?!" Ma przecież prawo bez kolejki (jako niepełnosprawna). Zresztą potwornie się spieszy, bo ma zaraz wizaż paznokcia. Natomiast Seba – gdy na niego spojrzysz na ulicy – może ci wywalić z bańki. Seba instynktownie czuje, że z jego wizerunkiem jest nie do końca wszystko w porządku. A to Sebę irytuje (w jego języku „drzaźni"). Jednak ci państwo mają jakąś ogromną przewagę nad resztą.
Coraz mniej liczną resztą. W czasach, kiedy profesorowie wstydzą się swojej profesury, janusze są zadowoleni. Bo też niewiele mają sobie do zarzucenia. Lubią kulturę i – co gorsza – kultura lubi ich. Na przykład przepadają za kabaretem, bo jak widzą kogoś głupszego od siebie (niewiele, ale jednak), to ich jakoś duchowo wspiera. Grażynka nawet zakłada na głowę mrugające uszy. To na znak, że nie tylko artysta potrafi być zabawny, ale widz też. Poza tym chodzą do teatru. Raz do roku, ale co tam! I te raz do roku oglądają farsę „Kto ukradł majtki?".
Trudna rzecz, na szczęście jajcarska. Najlepiej jak ten aktor z serialu lata prawie goły! Janusz dla odmiany nie przepada się rozbierać, bo bielizna to nie jest jego najmocniejszy argument. Są tacy, co drwią z jego białych skarpet. Zbyt pochopnie. Bo gdyby Janusz był goły pod sandałami, to wyglądałby jeszcze paskudniej.