W 2020 r. np. Toruń, w przyszłym Kielce, a w 2022 r. dajmy na to Sosnowiec. Niestety, to dopiero początek złych wiadomości. Według prognoz ONZ, potwierdzonych niedawno przez przedstawicieli rządu, na koniec tego stulecia Polska będzie liczyć ok. 20 mln mieszkańców. Gorszy scenariusz przewiduje nawet 17 mln. „Wymieranie" Polaków to efekt niskiej dzietności, bolączki towarzyszącej nam od lat. Polska taka, jaką znamy dziś – z jej gospodarką, strukturą społeczeństwa, a nawet kulturą – odchodzi do historii. By przetrwać czekające nas zmiany, musimy już teraz zacząć się do nich przygotowywać. W zasadzie powinniśmy się tym zająć już dekady temu.
Niech nikt nie sądzi, że naszego pokolenia może to nie obchodzić. Bo „jeszcze jest czas" do końca XXI w. Negatywne skutki kurczenia się polskiej populacji dotykają nas już dziś. I z roku na rok będzie coraz gorzej. Gospodarka dusi się z powodu braku rąk do pracy! A zwalniająca gospodarka to biedniejsi obywatele. W tym coraz ubożsi emeryci – bo ich rosnącą liczbę musi utrzymać stale topniejąca grupa aktywnych zawodowo. Budżet państwa też tego nie uniesie. Nie za 80 lat, ale za 20 czy 30 najdalej, czyli całkiem niedługo, zajrzeć nam może w oczy krach polskiego systemu ubezpieczeń społecznych. Ci, którzy całe życie odprowadzają składki, usłyszą, że nie ma pieniędzy na ich emerytury. Nieliczni pracujący zejdą do szarej strefy. Kto będzie bowiem chciał płacić składki, nie widząc żadnych szans na odebranie ich w jakiejkolwiek formie w przyszłości?
Niektórzy, zwłaszcza politycy, starają się dziś problem demograficznej „agonii" pomijać. Aplikują placebo w postaci 500+ na dziecko. To żadne rozwiązanie. Eksperci zaś proponują multum recept. Niektóre są kuriozalne, inne zwyczajnie zaskakujące. Np. jeśli automatyzacja ma zastąpić ludzi w pracy, to obłóżmy składkami... roboty! Czyżby jak zwykle za wszystko mieli płacić przedsiębiorcy? Inne propozycje skupiają się głównie na zachęcaniu do posiadania dzieci. Przez ulgi podatkowe na przykład lub uzależnianie przyszłych świadczeń emerytalnych... od spłodzenia odpowiedniej liczby potomków.
Żeby jednak cokolwiek przeanalizować, wybrać i wdrożyć, trzeba najpierw zacząć myśleć. I to w sposób strategiczny. Możemy nawet powołać narodowy program myślenia strategicznego plus! Pal licho, jeśli teraz moda na takie rozwiązania. Najwyższa pora wsłuchać się w głos praktyków, analityków, naukowców. Politycy niech porzucą kampanijne kalendarzyki odmierzające czas kolejnymi wyborami. Niech popatrzą w perspektywie pokoleń. W interesie społeczeństwa, czyli nas wszystkich, a nie partyjnym. Dziś wiemy już, że przespaliśmy sprawę przeciwdziałania zmianom klimatycznym. Tracimy też niestety bezcenny czas, nie reagując na starzenie się społeczeństwa.
Futurolodzy ostrzegali niegdyś, że cywilizacja może zginąć w pożodze atomowej wojny. Fantaści straszyli inwazją ufoludków. Okazuje się, że najbardziej realne zagrożenie to bezdzietni ludzie – zbyt starzy, by pracować, błąkający się po ziemi – zbyt suchej, by wyżywić.