Mobilność w świecie po epidemii

Logistyka została szczególnie dotknięta zamknięciem granic i kwarantannami.

Aktualizacja: 06.04.2020 22:14 Publikacja: 06.04.2020 21:00

Mobilność w świecie po epidemii

Foto: Fotolia

Można spodziewać się, że z katastrofy wyłoni się świat z łańcuchami dostaw i modelami mobilności całkiem innymi niż dziś. Wzrośnie znaczenie przewozów krótszych, ograniczonych do obszaru kraju, krajów sąsiadujących, a co najwyżej kontynentu. Zapewne będzie to oznaczać wzrost kosztów produkcji, zmiany struktury i ograniczenie konsumpcji.

Koszty transportu na przestrzeni wieków zmieniały się nieznacznie i były wysokie. Dotyczyło to zwłaszcza transportu lądowego, np. w Rzymie w edykcie z 301 r. cesarz Dioklecjan zarządził, że wartość wozu zboża podwaja się po każdych 50 milach rzymskich (ok. 78 km). Wysokie koszty transportu, zwłaszcza lądowego, ograniczały wymianę towarową. Siłą rzeczy drogą lądową transportowano głównie towary drogie.

Tak świat działał setki lat. Przełom nastąpił w 1825 r. z pojawieniem się kolei parowej George'a Stephensona, która gwałtownie obniżyła koszty transportu. Kolejne ograniczające je rewolucje nastąpiły w XX w. po pojawieniu się samochodów, a potem kontenerów. Możliwe stało się nie tylko sprowadzanie towarów w skali globalnej, ale też wiązanie w megaskali łańcuchów dostaw z wykorzystaniem korzyści komparatywnych. Przy okazji możliwe stało się zaspokajanie potrzeb epoki konsumpcjonizmu i „nadmuchanej mobilności" w postaci turystyki biznesowej.

Ubocznym efektem takiego świata stało się nadmierne eksploatowanie środowiska, zużycie nieodnawialnych zasobów naturalnych i emisja gazów cieplarnianych.

Koszty transportu, pomimo rosnących cen ropy, zapewne dalej spadałyby w wyniku wzrostu wydajności i innowacyjności. Jednak pojawiła się epidemia – klasyczny „czarny łabędź" i dziś modele logistyki i mobilności, jakie znamy, stają się przeszłością.

Dziś cena ropy jest najniższa od kilkunastu lat, nie przekracza 30 dol. Czy koszty transportu zmaleją i czeka nas po epidemii przyśpieszenie globalizacji? Koszty transportu wyznaczają przecież zasięg rynków zbytu. Myślę, że nawet jeśli początkowo zobaczymy efekt odbicia, będzie on płytki i krótki.

Wiele świadczy o tym, że dojdzie do zrównoważenia tendencji do globalizacji i lokalizacji produkcji. Powszechna digitalizacja zmieni modele logistyczne i mobilnościowe. Potrzeba ograniczenia ryzyka będzie powodować skracanie łańcuchów dostaw i ich upraszczanie, prawdopodobnie będzie konieczność większego buforowania dostaw, co spowoduje rozwój magazynów. W pierwszej kolejności będzie dotyczyć to dużych krajów, zwłaszcza USA.

Uwzględnione zostanie ryzyko związane z rozciągniętymi, globalnymi łańcuchami dostaw i biznesami, które wiążą się z „nadmuchaną mobilnością". Należy liczyć się z ograniczeniem i kontrolą przepływów pasażerskich, co będzie miało wpływ na działanie linii lotniczych, ten biznes nie będzie już taki, jaki był. Globalne łańcuchy dostaw zapewne pozostaną, ale będą poddane wielu rygorystycznym czynnościom, m.in. takim jak odkażaniem i kontrolą. Ograniczenie przewozów globalnych będzie związane też ze spadkiem popytu w wielu obszarach gospodarki. Zapewne spowoduje to zmniejszenie zapotrzebowania na potencjał transportowy i zmianę struktury podaży.

Zmiany w logistyce i mobilności będą wynikały z wtórności potrzeb przewozowych względem innych części gospodarki. Zapewne niektóre sektory upadną lub zmniejszą się, inne się rozwiną. Wielce prawdopodobne, że rozwój czeka sektory oparte na technologiach mobilnych i internecie rzeczy. To wymaga dostosowania logistyki i mobilności.

Władza państwowa powinna unikać wspierania „powrotu do przeszłości". W przypadku Polski zwróciłbym uwagę na wielkie projekty infrastrukturalne. Nowa sytuacja stawia pod znakiem zapytania kontynuację projektu Centralnego Portu Komunikacyjnego. Trzeba go diametralnie zmienić pod potrzeby nowej logistyki i mobilności, zwłaszcza krajowej.

Nawet gdyby państwo miało na CPK pieniądze, to czy wobec globalnej zmiany strukturalnej gospodarki, logistyki i mobilności jest sens inwestować ogromne środki publiczne w projekt, który odpowiada potrzebom gospodarki sprzed pandemii? Bo nowa logistyka i mobilność będą inne, możliwe, że droższe, ale bardziej zrównoważone i społecznie odpowiedzialne.

Prof. Robert Tomanek jest rektorem Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach i członkiem KNF. Artykuł wyraża jego poglądy jako naukowca zajmującego się logistyką i mobilnością, a nie instytucji, w których pracuje

Można spodziewać się, że z katastrofy wyłoni się świat z łańcuchami dostaw i modelami mobilności całkiem innymi niż dziś. Wzrośnie znaczenie przewozów krótszych, ograniczonych do obszaru kraju, krajów sąsiadujących, a co najwyżej kontynentu. Zapewne będzie to oznaczać wzrost kosztów produkcji, zmiany struktury i ograniczenie konsumpcji.

Koszty transportu na przestrzeni wieków zmieniały się nieznacznie i były wysokie. Dotyczyło to zwłaszcza transportu lądowego, np. w Rzymie w edykcie z 301 r. cesarz Dioklecjan zarządził, że wartość wozu zboża podwaja się po każdych 50 milach rzymskich (ok. 78 km). Wysokie koszty transportu, zwłaszcza lądowego, ograniczały wymianę towarową. Siłą rzeczy drogą lądową transportowano głównie towary drogie.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację