W Polsce stress-testy urządzają związkowcy. I to nie bankom, ale rządowi, i nie na papierze, ale w terenie. Tradycja naszych stress-testów jest dużo dłuższa niż amerykańskich. Można nawet powiedzieć, że z nich narodziła się polska demokracja. Tyle że gdy się rodziła, to była walka o podstawowe prawa, a teraz o rozdmuchane przywileje.
Skuteczność polskich stress-testów jest niezmiernie wysoka. W ostatnich miesiącach kosztowały już głowę jednego prezesa KGHM, który ulegając stresowi, uległ też groźbom własnych pracowników. Zapowiadane przez związkowców KGHM, Enei i Tauronu antyprywatyzacyjne strajki najprawdopodobniej przetestują podatność na stres także ministra skarbu. A ta, sądząc po sprzecznych informacjach dotyczących sposobu prywatyzacji państwowych spółek, wydaje się wysoka. Tym bardziej że zestresowany premier zdążył już zestresować ministra groźbą eksmisji z rogu ulic Kruczej i Wspólnej w Warszawie z powrotem do Tarnowa.
W efekcie rodzime stress-testy nastraszą wszystkich, a udowodnią, że siła tkwi nie w racji, ale w twardej grze zespołowej. Bo rację, jak dowodzi historia, mają zwykle przegrani. Szkoda tylko, że w tym przypadku przegrają też zwycięzcy.
[ul][li][b][link=http://blog.rp.pl/salik/2009/08/08/zwiazkowcy-ucza-jak-zyc-w-stresie/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/li][/ul]