Temu modelowi można przeciwstawić inny – nazwijmy go wschodnim. Urzędnicy coś tam niby robią, ale niewiele z tego wynika. W najlepszym razie mitrężą czas, w najgorszym – ciemiężą petentów, na własną rękę wymyślając różne szykany i obciążenia. W końcu obywatele mają dość i muszą się poskarżyć władcy. Ten daje posłuch, wzywa urzędników, łaje ich i w cudowny sposób sprawia, że wszystko nagle idzie dobrze. Ba, nawet lepiej.

[wyimek][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/02/10/lukasz-rucinski-tyle-wykorzystania-ile-hukania/]Skomentuj na blogu[/link][/wyimek]

Nam, niestety, ciągle bliżej do tego drugiego modelu administracji. Weźmy autostrady – przejechał premier z Gdańska do Warszawy, zobaczył dziury w jezdniach i nieszczęśliwe twarze kierowców, huknął pięścią w stół i proszę – budowa autostrad wreszcie ruszyła.

Pewna w tym zasługa prasy, która z realizacji planów drogowych uczyniła probierz efektywności kolejnych ekip. Autostrady i ekspresówki są zresztą budowane najpilniej tam, gdzie będą potrzebne na Euro 2012, ale wiadomo – musimy się jakoś pokazać kibicom z Europy.

Ale są też obszary działania państwa może mniej widoczne, ale nie mniej ważne: bezpieczeństwo energetyczne, linie kolejowe, pomoc polskim firmom za granicą czy promocja kraju wśród inwestorów. Na wszystko to mamy unijne pieniądze, których praktycznie nie zaczęliśmy wydawać. Nie ma ku temu żadnych powodów merytorycznych, a zwłoka w wykorzystaniu funduszy na te cele jest szkodliwa. Winę za nią ponoszą głównie urzędnicy albo firmy pod państwowym nadzorem. Może premier znów powinien huknąć?