Ale w czwartek dowiedzieliśmy się, że głównym problemem ministra były efekty błędnych decyzji rządów PiS

Dlatego ogłosił, że ta partia powinna za swoje błędy przeprosić. Przecież to nie „pingwiny" to robiły – argumentował minister Rostowski z trybuny sejmowej.

Oczywiście rząd PiS, a właściwie jego posłowie, popełnili wiele błędów. Przede wszystkim nie kontrolowali wydatków. Możliwe, że niepotrzebnie obniżyli składkę rentową. Ale na pewno osiągnięciem tamtych rządów było obniżenie podatków osobistych. Wszyscy aktywni zawodowi Polacy są im za to wdzięczni. Ta decyzja (oraz fundusze europejskie) pozwoliła Polsce uniknąć recesji.

Może więc PiS powinien się tłumaczyć z niektórych swoich decyzji. Ale czy możemy być dziś pewni, co kolejny minister finansów powie kiedyś o polityce Jacka Rostowskiego? Zwłaszcza o rekordowo szybko rosnącym długu czy o braku jakichkolwiek reform. Jeżeli nawet PiS nie umiał w czasach koniunktury kontrolować wydatków, to rząd Tuska lekką ręką rozdawał pieniądze w sytuacji spowolnienia gospodarczego i wysokiego deficytu.

Minister Rostowski jest w coraz większym stopniu politykiem, a nie ekonomistą. Jego wypowiedzi to polityczny marketing i kopanie opozycji. Ale za tym słowotokiem kryje się przyzwoity budżet. Przewidywane wzrost gospodarczy i wynikające z niego dochody państwa wydają się realne.  Ważne jest jednak, że w potoku niepotrzebnych słów było kilka zapowiadających reformy. Niewielkie („bez zbędnych szokowych ruchów"), ale istotne. Ma się zacząć konsolidacja finansów publicznych oraz zmiany w systemie rent i w służbie zdrowia. Szkoda tylko, że to wszystko dopiero w ostatnim roku kadencji.