[srodtytul][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/11/26/lukasz-wilkowicz-trzeba-reform-nie-teatru/]Czytaj i komentuj na blogu[/link][/srodtytul]

Indeksy giełdowe i kurs złotego poszły w dół, rentowność obligacji zaś w górę. A to oznacza, że kryzys strefy euro zaczyna być widoczny w portfelach posiadaczy jednostek funduszy inwestycyjnych, funduszy emerytalnych czy spłacających kredyty w walutach obcych. I oczywiście w finansach państwa – wyższa rentowność obligacji, słabszy złoty to większe koszty ich obsługi. A te ponosimy my – podatnicy.

Nie da się więc powiedzieć, że problemy rządów w Lizbonie czy Madrycie nas nie dotyczą. Przeciwnie. Może się bowiem okazać, że to właśnie na nas, jako następnych, zatrzyma się wzrok zagranicznych inwestorów. A staramy się zwrócić ich uwagę, jak tylko możemy. Jeszcze do niedawna podkreślaliśmy polskie sukcesy: "zieloną wyspę" wzrostu gospodarczego, udane transakcje prywatyzacyjne... Ostatnio jednak większy nacisk kładziemy na słabe strony – nawet dziecko zorientowałoby się, że teatralne zabiegi, by wydatki na system emerytalny nie były ujmowane w statystykach długu publicznego, to sygnał słabości, nie siły.

Tego typu starania prowadzą Polskę w złym kierunku. Inwestorzy boją się kupować obligacje krajów, w których reformy mają głównie papierowy wymiar. Tym, czego nam trzeba, są rozsądne działania na rzecz poprawy stanu finansów państwa. Ale nie na papierze, tylko "w realu". Nie w postaci ukrywania kolejnych zobowiązań budżetu, lecz poprzez faktyczne ograniczenie wydatków. Być może będzie to bolało, ale o poparcie dla niepopularnych działań znacznie łatwiej w trudnych czasach.