Tyle że, jak to zwykle w bankowych promocjach, nic za darmo. Nie wystarczy, że mBank i MultiBank żądają w zamian za 5-procentową zniżkę ubezpieczenia samochodu za ich pośrednictwem. Oferta jest zdaje się konkurencyjna. Ale... ich dotychczasowi klienci zobaczą figę: tanie tankowanie jest tylko dla nowych. Ale nie wszystkich: muszą zapewnić wpływy na konto – minimum tysiąc złotych. Kwota może nie oszałamiająca, ale zawsze... No i clou wszystkiego: maksymalna oszczędność tankowania może wynieść... 30 zł miesięcznie! Tyle (albo i więcej) to ja sam sobie znajdę. Bez łaski (i ubezpieczenia z kontem) w banku.

Inne banki też mają podobne promocje – jeśli związane z korzystaniem z karty kredytowej, to i dotyczące innych zakupów. Ale taki Toyota Bank daje rabat w wysokości od 1 do 4 proc. – i na najwyższy trzeba sobie porządnie zasłużyć: oszczędnościami w wysokości minimum 90 tys. zł i stałym wpływem na konto co najmniej 3,5 tys. zł.

I teraz pytanie: czy twórcy takich promocji naprawdę myślą, że Polacy nie myślą i nie liczą? O ile pierwsze przypuszczenie jest w wielu przypadkach wielce prawdopodobne, o tyle drugie już nieco mniej. Chociaż... patrząc na nieprzebrane rzesze nabierających się na „przed...świąteczne obniżki cen" i inne promocje, typu laptop za złotówkę (plus abonament sieci komórkowej na dwa lata w maksymalnej wysokości, spokojnie pokrywający koszt zakupu niewiele gorszego sprzętu bez takiego garba) – to chyba jednak mają rację. Tych, co przechodząc obok koparki dali się nabrać, u nas nie brakuje.