Spadek produkcji o jedną piątą jest fatalną informacją dla każdej branży. Dla motoryzacji nawet gorszą, ze względu na przełożenie na produkcję w firmach z nią związanych.
Coraz ciszej jest o nowych modelach, jakie miałyby wyjeżdżać z polskich fabryk. Sergio Marchionne, prezes Fiata, chociaż obiecał, to jednak milczy o nowym modelu dla fabryki w Tychach. A cięcia produkcji w PSA Peugeot Citroen oraz u Fiata mogą doprowadzić – według wyliczeń ekonomistów – nawet do zmniejszenia zatrudnienia w Europie o pół miliona osób.
Na pocieszenie można dodać, że ten rok ma być dla europejskiej motoryzacji najtrudniejszy. W przyszłym roku ma nastąpić stagnacja, co nadal brzmi jednak mało optymistycznie. Dopiero rok 2014 ma przynieść poprawę. Ale może się okazać, że sytuacja rozwinie się o wiele gorzej. Takim czarnym scenariuszem, łącznie z drastycznym cięciem zatrudnienia, straszą komunikaty niektórych firm motoryzacyjnych, które informują o zwalnianiu pracowników i likwidacji ich etatów.
Dla polskich władz fakt, że to nie tylko nasza motoryzacja ma problemy, ale że jest to problem europejski, może podziałać jak znieczulenie. To jednak nie zwalnia ani Ministerstwa Finansów, ani Ministerstwa Gospodarki od tego, aby spokojnie się zastanowić, czy tej branży nie można pomóc. Jeśli ani w budynku przy ulicy Świętokrzyskiej w Warszawie, ani też w kompleksie na placu Trzech Krzyży nie pojawią się pomysły, to może warto byłoby posłuchać, co przedstawiciele branży mają do powiedzenia. Bo może jednak jest możliwe, aby wypracować jakiś kompromis między niedolą branży a oczekiwaniami budżetu. Na Europę czekać już nie warto.