Złoty czy euro

Strefa euro nie z każdego punktu widzenia może być oceniona jednoznacznie wysoko. Mimo to należy poważnie rozważyć stosunkowo szybkie do niej przystąpienie – piszą ekonomiści.

Publikacja: 26.03.2014 06:57

Alojzy Z. Nowak

Alojzy Z. Nowak

Foto: Rzeczpospolita

Ostatnie wydarzenia na Ukrainie spowodowały m.in. powrót w Polsce do dyskusji nad potrzebą jak najszybszego przystąpienia do strefy euro. Jak uważają bowiem niektórzy ekonomiści, ale także i politycy oraz przedstawiciele biznesu, pozostawanie poza strefą euro w okresie tak nam bliskich geograficznie turbulencji może narazić Polskę na wiele niedogodności związanych m.in. z możliwymi atakami spekulantów giełdowych, pogorszeniem oceny sytuacji w regionie, a co za tym idzie, deprecjacją złotego.

Pomijając na chwilę kwestię tego, że obecnie ani strefa euro, ani Polska nie są gotowe na rozszerzenie, problem przystąpienia Polski do strefy euro jest rzeczywiście ważny, zarówno poznawczo, jak i praktycznie. Dotyczy bowiem także odpowiedzi na pytanie, czy pieniądz egzogeniczny w stosunku do gospodarki kraju czy endogeniczny lepiej służy gospodarce narodowej w okresie turbulencji finansowych czy politycznych i korzystniej wpływa na koniunkturę gospodarczą. Chociaż wiadomo, że ani Polska nie spełnia w tym momencie wszystkich koniecznych do przystąpienia do strefy euro kryteriów, ani Unia Gospodarczo-Walutowa nie jest obecnie gotowa na tak istotne rozszerzenie, bo wciąż boryka się z problemami kryzysu fiskalnego i reform strukturalnych, to jednak warto i należy podejmować temat kosztów i korzyści przystąpienia Polski do strefy euro, uwzględniając ogrom doświadczeń narosłych w czasie ostatniego kryzysu i obecnej dekoniunktury.

Nasilenie dyskusji na temat przystąpienia Polski do strefy euro pojawia się niejako cyklicznie. Tak było na początku ostatniego kryzysu finansowego i tak jest obecnie w efekcie zawirowań społeczno-politycznych na Ukrainie. Z prezentowanych w prasie wypowiedzi i artykułów wynikają co najmniej dwa stanowiska. Jedno sugeruje przystąpienie do UGW tak szybko, jak jest to możliwe, oczywiście po przeanalizowaniu wszystkich kosztów i korzyści. Można chyba powiedzieć, że jest to stanowisko dość emocjonalne wywołane napięciami politycznymi na Ukrainie, które w sposób dobitny sprecyzowane zostało w artykule profesora Andrzeja Wojtyny, zamieszczonym w „Rzeczpospolitej" 5 marca 2014 r. pod znamiennym tytułem: „Ukraina a euro w Polsce". Drugie stanowisko sugeruje natomiast, by spieszyć się powoli, albowiem pozostawanie poza strefą euro daje Polsce obecnie daleko więcej korzyści, niż stwarza zagrożeń, w szczególności w rezultacie utrzymywania płynnego kursu złotego. W razie bowiem nieoczekiwanego spadku eksportu deprecjacja polskiego złotego daje szanse nie tylko na utrzymanie jego wolumenu, ale nawet na zwiększenie produkcji, a tym samym podniesienie poziomu zatrudnienia (wywiad z profesorem Markiem Belką, prezesem Narodowego Banku Polskiego: „Wyczynowy kapitalizm do poprawki", „Dziennik Gazeta Prawna" z 14 lutego 2014).

Euro: korzyści i zagrożenia

Oba zasygnalizowane wyżej stanowiska skłaniają z jednej strony do ponownej refleksji nad skutkami wprowadzenia euro, a z drugiej uzmysławiają, że korzyści i niekorzyści z wprowadzenia euro należy rozpatrywać w krótkim i długim okresie.

Jak się wydaje, zasadniczą kwestią jest odpowiedź na pytanie, co lepiej służy konkurencyjności polskiej gospodarki i co pozwala uczynić więcej dla uniknięcia tzw. pułapki średniego dochodu: uczestnictwo w strefie euro czy przebywanie poza nią. Odpowiedź na to pytanie, rzecz jasna, nie jest prosta. Jednak z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że w krótkim okresie pozostawanie poza strefą euro oraz posiadanie płynnego kursu walutowego może być korzystniejsze dla podtrzymywania, a nawet dla wzrostu konkurencyjności gospodarki polskiej. W razie bowiem jakichkolwiek turbulencji gospodarczych, ale nie tylko, deprecjacja złotego obniża dla zagranicznych nabywców ceny, a przejściowo może nawet obniżyć koszty produkcji, w wyniku procesów redystrybucji. Może to jednak prowadzić w dłuższej perspektywie – jak wskazuje także profesor Belka w cytowanym wywiadzie – do utwierdzenia konkurencyjności opartej na niskich płacach i ekstensywnych technologiach produkcji. Ten typ konkurencji wzmacnia jednak prawdopodobieństwo zaistnienie tzw. pułapu średniego dochodu, ponieważ wspomniana konkurencyjność nie jest ani rezultatem innowacyjności, ani wynikiem przedsiębiorczości, ale efektem niskich kosztów robocizny. Także producenci tych towarów nie są liderami cenowymi na rynku, a w związku z tym i ich dochody nie należą do najwyższych, ale raczej do średnich.

Ostatnie wydarzenia na Ukrainie spowodowały powrót w Polsce do dyskusji nad potrzebą jak najszybszego przystąpienia do strefy euro.

Z reguły jest także tak, że kraj przebywający poza strefą wspólnej waluty nie jest liderem w wytwarzaniu i eksporcie tzw. towarów brandowych. Jest raczej podwykonawcą tego typu produktów, czyli producentem i eksporterem części czy podzespołów. Producentem pełnych produktów jest z reguły firma (koncern międzynarodowy) z siedzibą w kraju wspólnej waluty. W takiej sytuacji firmy takie zarabiają niejako podwójnie: po pierwsze, zatrudniając tańsze czynniki produkcji w kraju kooperanta produkującego podzespoły, a po drugie, importując te podzespoły, płacąc mniej w rezultacie deprecjacji złotego. Licząc w złotych, zarabiają teraz więcej na każdej sztuce towaru, natomiast we własnej walucie płacą mniej. Korzystają więc z premii deprecjacyjnej. Prowadzić to może do względnego zubożenia kraju kooperanta lub co najmniej do petryfikacji jego status quo – określanego pułapem średniego dochodu. Można zatem powiedzieć, że choć wspomniana w wywiadzie prof. Belki deprecjacja z lat 2008–2009 zniwelowała z nawiązką, licząc wartościowo w złotych, spadek eksportu będący rezultatem kryzysu lat 2007–2009, to jednak wzrost dochodów eksporterów nie przełożył się na wzrost płac, inwestycji i zatrudnienia.

Zrealizowane nadzwyczajne zyski zarówno z eksportu firm matek, jak i eksportu firm córek we wzajemnych obrotach były wynikiem redystrybucji dochodu narodowego na rzecz korporacji międzynarodowych kosztem dochodu krajowego. Nastąpiło dalsze utrwalenie pozycji Polski jako taniego podwykonawcy, konkurującego niskimi kosztami pracy, nazywanego czasami Chinami Europy. Sytuacja taka może prowadzić do wzrostu zagrożenia spekulacją inspirowanego przez organizacje międzynarodowe. Zachęcane nadzwyczajnymi zyskami z deprecjacji złotego mogą zajmować pozycje krótkie na polskich aktywach, aby następnie – gdy już powiedzie się zainspirowany przez nie odpływ kapitału i deprecjacja złotego – odkupić te aktywa po niższej cenie. W efekcie działania takie mogą w pewnych sytuacjach – w szczególności w kraju typu małej gospodarki otwartej – doprowadzić nawet do faktycznej utraty suwerenności monetarnej i walutowej. Innymi słowy, w skrajnym przypadku państwu pozostaje rola pasywna wobec działań tzw. casino capitalismu.

Podniesienie konkurencyjności kraju

W dłuższej zatem perspektywie dla podniesienia konkurencyjności danego kraju, ale także dla uniknięcia perturbacji związanych z atakami spekulacyjnymi na waluty kraju z relatywnie małą gospodarką rynkową oraz w celu przełamania pułapu średniego dochodu pomocne może być wejście do strefy wspólnej waluty. Posiadanie wspólnej waluty uniemożliwia bowiem manipulowanie kursami walutowymi dla potrzeb krótkookresowych korzyści oraz zwiększa szanse ochrony rynku przed różnego rodzaju spekulacjami walutowymi.

Hipotetycznie, bo Polska nie miała okazji tego doświadczyć, można także przyjąć, że w krótkim okresie przynależność do strefy euro – w szczególności po 2008 r. – dawałaby szansę na mniejszy odpływ kapitału zagranicznego, mniejszy wzrost kosztów obsługi długu, zarówno publicznego, jak i prywatnego – w szczególności tego związanego z kredytami walutowymi. Jednocześnie można by się było także spodziewać skutków negatywnych, w tym spadku tempa wzrostu gospodarczego z powodu prawdopodobnego przegrzania koniunktury w wyniku niskich stóp procentowych – jak to się stało w innych, mniej rozwiniętych krajach strefy euro, czy w państwach stosujących reżim izby walutowej.

Wspólna waluta ma przyszłość, a więc i Polska powinna do niej przystąpić

Wejście do strefy euro oznacza jednocześnie zmianę charakteru pieniądza z endogenicznego na egzogeniczny, a zatem utratę samodzielnej polityki monetarnej, choć ta samodzielność jest ograniczona, jak w każdej małej gospodarce otwartej. W przypadku Polski pieniądzem egzogenicznym stałoby się euro. Jest to zmiana jakościowa, która może mieć bardzo istotny wpływ na gospodarkę i zasady funkcjonowania każdego członka ugrupowania.

Zgodnie z założeniami doktryny optymalnego obszaru walutowego Roberta Mundella pieniądz w tym systemie w istocie nie miał być egzogeniczny, to jednak doświadczenia strefy euro wskazują, że takim się stał. R. Mundell zakładał, że w rezultacie wysokiej elastyczności czynników wytwórczych, czyli swobodnego przemieszczania się zarówno pracy, jak i kapitału z jednej strony – a z drugiej z możliwości redystrybucji dochodów w celu wsparcia regionów dotkniętych niepowodzeniami gospodarka całego optymalnego obszaru walutowego będzie funkcjonować w warunkach zbliżonych do gospodarki jednego państwa, a zatem wspólny pieniądz będzie miał charakter w istocie endogeniczny, umożliwiający jednolitą politykę monetarną korzystną dla całego obszaru. W rzeczywistości w Unii walutowej jednak tak się nie stało, a przynajmniej nie w pełni.

Problem egzogeniczności euro powstał już wtedy, gdy siły tworzące Unię Gospodarczo-Walutową zdecydowały o utworzeniu optymalnego obszaru walutowego ex ante, licząc, że wspólny pieniądz przyśpieszy proces konwergencji realnej przy zwiększeniu swobody oddziaływania mechanizmów rynkowych, uwolnionych od ryzyka kursowego i kosztów transakcyjnych. Tak się jednak nie stało, co w pełni ujawnił kryzys w roku 2008 i pozostałe po nim bolesne problemy dostosowań w wielu krajach Unii.

W rzeczywistości w strefie euro mamy w znacznej mierze do czynienia z pieniądzem egzogenicznym, choć obecnie EBC interweniuje, faktycznie lub tylko słownie, na rzecz poszczególnych krajów, że euro zmienia niekiedy jego charakter na pieniądz incydentalnie endogeniczny, co tym samym ułatwia procesy dostosowawcze – przynajmniej niektórym krajom (np. obietnica skupu obligacji przez EBC).

W sumie jednak dotychczasowy pieniądz w strefie euro pozostał egzogeniczny wobec wszystkich krajów strefy; nie ułatwiał, a wręcz przeciwnie – utrudniał harmonijny rozwój strefy właściwie we wszystkich aspektach konwergencji realnej.

„Przyjazne państwa" eurolandu

Tymczasem wydaje się, że wobec tak dużej różnorodności ekonomicznej krajów członkowskich strefy euro wspólny pieniądz chociaż w części powinien mieć charakter endogeniczny, co umożliwiałoby dostosowywanie się ich gospodarek do wymogów stanu koniunktury. Ma to szczególne znaczenie, kiedy integracja walutowa oparta jest w zasadzie tylko na walucie i polityce pieniężnej skoncentrowanej jedynie na celu inflacyjnym.

W efekcie m.in. braku endogenicznego charakteru pieniądza w strefie euro zaczęły się tworzyć tzw. przyjazne państwa, których cechą charakterystyczną było to, że przez długi czas miały wydatki znacznie wyższe niż przychody. Pojawił się brak harmonii w rozwoju poszczególnych krajów oraz trudności w uzyskaniu np. pierwszeństwa równowagi zewnętrznej nad wewnętrzną, a tym samym utrwalanie pasywnej pozycji inwestycyjnej.

Jak więc widać nawet z tej pobieżnej analizy, strefa euro w dotychczasowej formie nie z każdego punktu widzenia może być oceniona jednoznacznie wysoko. Tym niemniej efekty jej funkcjonowania, a także doświadczenia zdobyte w rezultacie światowego kryzysu finansowego, a co więcej, brak alternatywy, wskazują, że należy poważnie rozważać stosunkowo szybkie do niej przystąpienie.

Trzeba jednak mieć na względzie również i to, że pieniądz egzogeniczny chyba gorzej się sprawdza w społeczeństwie demokratycznym niż elitarnym czy autorytarnym. Można to wnosić na podstawie historycznych doświadczeń z pieniądzem kruszcowym i poprzednimi uniami walutowymi. Funkcjonuje dobrze w czasach spokojnych, zawodzi w czasach szoków i kryzysu, gdy potrzeba dostosowań zewnętrznych bierze górę nad dostosowaniami wewnętrznymi gospodarki. Ofiarą wymuszonych oszczędności koniecznych dla odbudowy równowagi zewnętrznej padają wtedy wydatki socjalne państwa, spadają realne dochody mniej zamożnych części społeczeństw. Zaciskanie pasa rodzi napięcia społeczne i niezadowolenie elektoratu. W tych okolicznościach pieniądz endogeniczny pozwalałby łagodniej przejść ten trudny proces dostosowań, co nie znaczy, że z mniejszymi kosztami. Koszty te mogą być nawet większe, tylko ukryte w machinacjach finansowych, nieprzejrzystych procesach redystrybucji dochodów czy zjawiskach inflacyjnych – rozłożonych w czasie, choć w wyniku łącznym nie mniej społeczeństwu dotkliwych.

Problem w tym, aby zachowując wspólną walutę euro, w procesie reformy nadać jej pewne atrybuty pieniądza endogenicznego. Chodzi tu o możliwość reagowania EBC, a za nim systemu bankowego, w czasie zagrożeń koniunkturalnych również selektywnie, na potrzeby części krajów członkowskich Unii. Jeśli tworzona Unia Bankowa spełni także tego typu oczekiwania, to złagodzi lub nawet usunie niekorzystne cechy pieniądza egzogenicznego.

Inną oczekiwaną zmianą, która może złagodzić procesy dostosowań i konwergencji realnej państw Unii, jest przywrócenie polityki sektorowej czy też nowej polityki przemysłowej (pisaliśmy o tym w „Rz" z 26 listopada 2013). Mamy nadzieję, że promowana ostatnio przez Brukselę koncepcja inteligentnej specjalizacji regionów i krajów bardziej wertykalnej polityki gospodarczej także ułatwi proces integracji realnej. W Polsce powinniśmy te zmiany pilnie monitorować i wspierać w miarę naszych możliwości.

Wspólna waluta naszym zdaniem ma przyszłość, a więc i Polska powinna do niej przystąpić. Zwiększona nasza aktywność w tworzeniu odnowionej Unii Walutowej: tak. Nerwowy pośpiech w celu przystąpienia: nie.

Alojzy Z. Nowak jest kierownikiem Katedry Gospodarki Narodowej ?Wydziału Zarządzania UW, prorektorem Uniwersytetu Warszawskiego

Kazimierz Ryć jest profesorem Katedry Gospodarki Narodowej Wydziału Zarządzania UW

Ostatnie wydarzenia na Ukrainie spowodowały m.in. powrót w Polsce do dyskusji nad potrzebą jak najszybszego przystąpienia do strefy euro. Jak uważają bowiem niektórzy ekonomiści, ale także i politycy oraz przedstawiciele biznesu, pozostawanie poza strefą euro w okresie tak nam bliskich geograficznie turbulencji może narazić Polskę na wiele niedogodności związanych m.in. z możliwymi atakami spekulantów giełdowych, pogorszeniem oceny sytuacji w regionie, a co za tym idzie, deprecjacją złotego.

Pozostało 96% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację