Po dwóch miesiącach od „reformy" widać to coraz wyraźniej. By to odwrócić, trzeba zachęcić Polaków do inwestycji na GPW.

Dotąd na warszawski parkiet płynął szeroki strumień oszczędności emerytalnych. Teraz na naszych oczach zmienia się on w wąską strugę. A ta płynie już na giełdy zagraniczne (patrz tekst na s. B3). Inwestując w obce akcje, OFE zachowują się racjonalnie. Wyniki funduszy bez stabilizatora w postaci obligacji stały się dużo bardziej zależne od koniunktury giełdowej. Dlatego, mając do wyboru bardzo płynne rynki zachodnie oraz płytki, a przez to narażony na mocniejsze wahania rynek polski, OFE wybierają zagranicę.

Zmuszanie ich do inwestowania w kraju giełdy nie obroni. Tym bardziej że już za parę miesięcy strumyczek składek emerytalnych wyschnie zupełnie. Zapewni to narzucony przez rząd mechanizm „dobrowolnego" przeniesienia członków OFE do ZUS. Z najnowszych danych wynika, że gdyby się utrzymał trend z pierwszego tygodnia kwietnia, w OFE zostałoby tylko 1,5 proc. klientów.

Na domiar złego jesienią zacznie działać tzw. suwak. ZUS będzie stopniowo przejmował przez 10 lat przed emeryturą danej osoby jej pieniądze z OFE. Fundusze muszą oddać żywą gotówkę, a więc sprzedać akcje. Będzie to ciągnęło notowania na GPW w dół. Taki trend to zła prognoza nie tylko dla inwestorów, ale także dla tych polskich przedsiębiorców, którzy chcieliby szukać na parkiecie kapitału na rozwój. Do Londynu czy Frankfurtu pójdą tylko najwięksi.

Dlatego, jeśli rząd chce w przyszłości szczycić się emanującą energią giełdą w Polsce, powinien pomyśleć nad mechanizmem wsparcia rodzimego rynku kapitałowego. Najlepiej takim, który zaangażowałby Polaków w dobrowolne oszczędzanie długoterminowe. IKE i IKZE tego nie zapewnią – są zbyt obarczone ograniczeniami. Może więc odroczony podatek dla tych, którzy zamiast przejeść – powiedzmy – 2-5 proc. swoich dochodów, zainwestują na polskiej giełdzie?