Byłoby kompletnym idiotyzmem, gdyby pieniądze polskich podatników trafiły do zagranicznych firm, które obiecują gruszki na wierzbie, podczas gdy tej samej – albo lepszej – klasy sprzęt mogą z powodzeniem dostarczyć działające w Polsce podmioty.
Dlatego w trakcie rozstrzygania przetargów, oprócz kryteriów czysto wojskowych, powinny być brane pod uwagę przede wszystkim korzyści dla gospodarki, czyli liczba nowych miejsc pracy, korzyści dla regionu i lokalnych firm, obecność na polskim rynku i skala powiązań kooperacyjnych z polskimi podmiotami. Kluczowa jest także gotowość potencjalnego dostawcy do przekazania technologii i zaangażowania w ich rozwijanie polskich inżynierów, a nie tylko poprzestanie na uruchomieniu w naszym kraju montowni.
Tak powinno być – a jak jest w praktyce? Dobrą ilustracją problemu może być planowany przetarg na śmigłowce dla armii. W Polsce mamy dwa zakłady produkujące najnowocześniejsze na świecie śmigłowce: jeden w Mielcu (należący do koncernu Sikorsky), drugi to najstarszy polski producent śmigłowców PZL Świdnik, działający obecnie w ramach włosko-brytyjskiej grupy AgustaWestland. Oba zakłady mają swoje atuty, chociaż skalą zaangażowania na polskim rynku, kompleksowością produkcji i poziomem zatrudnienia wybijają się zakłady w Świdniku.
W cywilizowanym kraju wybór byłby jasny: porównujemy walory produkowanych w naszym kraju śmigłowców, oceniamy korzyści ze współpracy dla regionu, lokalnych firm oraz gospodarki i dokonujemy wyboru. A co dzieje się w Polsce? Przetarg, w którym takie same (a niektórzy twierdzą, że z powodów politycznych nawet większe) szanse na zwycięstwo ma producent, który nie wytwarza w naszym kraju śmigłowców, ale w razie wygranej deklaruje uruchomienie u nas montowni. Taki scenariusz oznacza, że potencjał tworzony od lat w działających już w Polsce firmach zostaje wyrzucony w błoto i właściwie nic nie znaczy. To absurd.
Ktoś może powiedzieć, że obowiązują nas przecież europejskie przepisy dotyczące przetargów w dziedzinie obronności. Owszem, obowiązują, tylko że jakimś trafem Niemcy wybierają niemieckie czołgi, Czesi – czeską broń, a Francuzi – francuskie samoloty.