Zadziwiające jest to, że taka moda rozwija się w kraju, w którym większość osób nigdzie nie wyjeżdża na wakacyjny urlop, a co dopiero mówić o takich wypadach. Szczytem ich możliwości jest zorganizowanie z rodziną grilla.
W najlepszych latach dzięki dobrodziejstwom kalendarza początek maja oznaczał nawet ponad tydzień wolnego – wystarczyło wykorzystać kilka dni urlopu. Tegoroczny wypada wyjątkowo kiepsko: tylko jeden dodatkowy dzień wolny, ale i tak marketingowcy starają się wzbudzić poczucie, iż trzeba zrobić w tym czasie coś specjalnego.
Czy naprawdę trzeba? Kto jest w stanie sfinansować – ale także zorganizować sobie czas na przygotowania – wypad zimą na narty, wiosną na majówkę, na przedłużony weekend związany ze świętem Bożego Ciała, później na wakacje, znowu weekend w sierpniu?
Nic tylko podróżować – według reklam robią tak prawie wszyscy. Rzeczywistość jest dużo bardziej szara i przewidywalna. Rodzice wolnymi dniami muszą raczej żonglować na wypadek choroby dziecka czy też potrzeby dłuższej opieki podczas niemiłosiernie rozwlekanych wszelkich okazji do świętowania w szkołach. Cała Polska świętuje Wielkanoc w niedzielę i poniedziałek, ale nauczyciele niemal tydzień, podobnie jest z Bożym Narodzeniem itp.
Wolnym czasem dysponują zazwyczaj ci, którzy nie mają zbyt wielkich zasobów finansowych, jak choćby studenci. Generalnie – większości Polaków po prostu nie stać na takie fanaberie jak wyjazd na weekend gdziekolwiek, chyba że jest to jakaś rodzinna okazja typu wesele, komunia itp. No i po co wprowadzać idiotyczne niby-tradycje jak majówkowe wyjazdy, z których korzysta margines społeczeństwa?