Czy wydatki na obronę wyciągną Niemcy z kryzysu

Pogrążone w stagnacji Niemcy liczą na zbawczy efekt ogromnego pakietu finansowego na obronę i infrastrukturę. Powrót do wzrostu jest możliwy, ale bez rozwoju nowych technologii i głębokich reform poprawa będzie tylko chwilowa.

Publikacja: 10.06.2025 04:08

Czy wydatki na obronę wyciągną Niemcy z kryzysu

Foto: PISM

Niemcy nie należały w ostatnich dekadach do prymusów w sferze finansowania obrony. Wydatki na ten cel wynosiły ok. 1,5 proc. PKB rocznie i dopiero wybuch wojny w Ukrainie skłonił klasę polityczną do korekty kursu. Szansa na prawdziwą zmianę przyszła po ostatnich wyborach federalnych. Chadecy, socjaldemokraci i Zieloni uzgodnili, że wydatki na obronę powyżej poziomu 1 proc. PKB nie będą uwzględniane w obliczaniu limitów tzw. hamulca długu. W praktyce oznacza to, że RFN może planować podwyższanie budżetu do 3,5 proc. PKB, czyli prawie 160 mld euro (polskie wydatki to ok. 42 mld euro). Dodatkowo w puli pojawi się także 500 mld euro na infrastrukturę, głównie drogową i kolejową, także istotną dla wojska.

Z punktu widzenia europejskiej polityki bezpieczeństwa to niezmiernie ważna decyzja. W czasach rosnącego zagrożenia atakiem Rosji na wschodnią flankę NATO i amerykańskich zapowiedzi o ograniczeniu wsparcia dla Starego Kontynentu Niemcy rozbudowują swoje zdolności obronne. Decyzja o zwiększeniu wydatków ma jednak również – choćby ze względu na ich skalę – istotny wymiar ekonomiczny.

Nadzieja dla gospodarki

Niemcy od lat tkwią w stagnacji gospodarczej, a rok 2025 r. może być już trzecim z rzędu ze spadkiem PKB. Kwestia wyjścia z kryzysu jest bez wątpienia kluczowym wyzwaniem dla rządu Friedricha Merza. Czy setki miliardów przeznaczone na uzbrojenia przywrócą wzrost gospodarczy? Większość ekonomistów udziela na to pytanie swojej ulubionej odpowiedzi: „to zależy”.

W krótkim okresie gospodarce na pewno pomoże wzrost popytu wynikający z rosnących wydatków państwa. Firmy dostaną zamówienia, rozwiną technologie, zatrudnią więcej pracowników, ci z kolei przeznaczą zarobione pieniądze na konsumpcję i dają zarobić innym branżom. W ten sposób, jak przewiduje Allianz Trade, globalny lider w ubezpieczeniach należności i analizie ryzyk handlowych, gospodarka urośnie dodatkowo o 0,3 proc. w 2025 r., 1,7 proc. w 2026 i nawet 2,1 proc. w 2027.

Czy czołg to inwestycja

Opisany wyżej mechanizm to oczywiście dobrze znany keynesizm. W „zmilitaryzowanej” wersji ma on jednak specyficzne cechy, które mogą budzić wątpliwości co do pozytywnych efektów w długim okresie.

Warto np. zauważyć, że pojęcie „inwestowania w obronę”, chętnie używane w debacie publicznej, jest mylące. Typowy produkt gospodarki wojennej – czołg, myśliwiec, amunicja – różni się od klasycznych dóbr inwestycyjnych, na które stawia się w budżetach „pokojowego” keynesizmu. Obrabiarka numeryczna, most czy samochód dostawczy wchodzą do obiegu gospodarczego i tworzą przez lata zysk dla gospodarki. Wytworzony czołg nie orze pól, nie rozwozi mleka; stoi i czeka na wojnę, generując przy okazji koszty utrzymania w gotowości bojowej.

To niejedyny problem. Wzrost produkcji na cele militarne wymaga mobilizacji kapitału i pracy. Jeśli zasobowa kołdra jest krótka, np. ze względu na stan bliski pełnego zatrudnienia, branża militarna musi podkupywać pracowników od tradycyjnych przemysłów. To samo dzieje się na rynku kapitału, na którym dochodzi do efektu wypychania cywilnych firm kosztem zbrojeniówki. Efektem konkurencji o zasoby jest wzrost cen. Jeśli nie będzie on równoważony wzrostem produktywności branży zbrojeniowej, np. dzięki nowym technologiom, trudno będzie uniknąć presji inflacyjnej.

Dlatego mnożnik wydatków zbrojeniowych generalnie nie jest szacowany zbyt wysoko. Wiele badań pokazuje, że każde euro wydane na armię w krótkim okresie przynosi gospodarce między 0,6–1,0 euro, co jest rezultatem niższym niż przy klasycznych inwestycjach cywilnych, np. w infrastrukturę (nawet powyżej 1,5).

Z tego powodu niemieccy ekonomiści raczej studzą oczekiwania co do dużego boomu gospodarczego w RFN. Ich wątpliwości budzi zwłaszcza zdolność niemieckiej zbrojeniówki do realizacji wielomiliardowych zamówień i spore prawdopodobieństwo, że znaczna część wydatków przełoży się na wzrost importu (zwłaszcza z USA).

W istocie na tle całego przemysłu znaczenie sektora nie jest zbyt duże. Według Ministerstwa Gospodarki przychody w 2022 r. osiągnęły równowartość ok. 0,8 proc. PKB (31 mld euro), czyli kilkunastokrotnie mniej niż w branży motoryzacyjnej. Niemieckie firmy zbrojeniowe nie wyróżniają się też na rynku globalnym: według SIPRI w 2023 r. wśród stu największych koncernów świata wytwarzających broń znajdowały się tylko cztery firmy z RFN.

Sektor powinien szybko zwiększyć swoje zdolności i rozbudować fabryki. Na przeszkodzie piętrzą się jednak liczne bariery. Najważniejszą z nich jest deficyt pracowników, których – według różnych źródeł – potrzeba nawet 200 tys. Prostych rezerw brak. Mimo trwającej już trzy lata recesji, bezrobocie nie przekracza 6,5 proc., a luka zatrudnienia sięga prawie 650 tys. To w dużej mierze skutek pogarszającej się szybko demografii, której nie równoważy ani aktywizacja zawodowa, ani imigracja. Napływ specjalistów z zagranicy jest mało realny ze względu na niskie płace netto i rosnącą niechęć społeczeństwa wobec napływu kolejnych migrantów zarobkowych.

Szansą na zwiększenie zatrudnienia w sektorze zbrojeniowym mógłby być… kryzys tradycyjnego przemysłu. Według firmy doradczej EY w 2024 r. stracił on 100 tys. miejsc pracy, w tym roku dojdzie kolejne 70 tys. W największym stopniu dotyczy to branży samochodowej, która redukuje zatrudnianie i planuje nawet zamknięcie niektórych fabryk. Na rynek trafi więc pula specjalistów, którzy idealnie pasują do pokrewnej technologicznie zbrojeniówki. Ten proces już postępuje poprzez przejęcia i fuzje, czego przykładem jest przejęcie fabryki techniki kolejowej Alstomu w Görlitz przez producenta czołgów Leopard2 KNDS.

Kapitał i „pokojowe” uczelnie

Mniej dotkliwym problemem jest dostęp do kapitału, zwłaszcza dla dużych koncernów mających dobre kontakty z bankami. Poprawę przyniosły także nowe zasady realizacji kontraktów: od 2022 r. rząd wypłaca wysokie zaliczki. Poważniejszy problem mają start-upy, które eksperymentują z nowymi technologiami i potrzebują tzw. kapitału ryzyka. W Niemczech – podobnie jak w całej UE – jest on znacznie trudniej dostępny niż np. w USA.

przemyśle zbrojeniowym trudniej też wykorzystać klasyczny atut niemieckiego przemysłu – współpracę badawczą z uczelniami. Niemal 80 uczelni wyższych uchwaliło w dekadach powojennych tzw. klauzule cywilne, które wprost zakazują lub bardzo ograniczają możliwość realizacji zleceń dla zbrojeniówki. Zmiany w tej sferze nie są łatwe. Choć niektóre władze landowe próbują wymóc na uczelniach zniesienie restrykcji, przeforsowanie zmian jest trudne ze względu na zazdrośnie strzeżoną autonomię akademicką.

Rosnący dług

Listę wątpliwości co do pozytywnego wpływu zwiększania wydatków obronnych zamykają koszty fiskalne. Niemcy mogą pochwalić się na razie niską stopą długu publicznego – niewiele ponad unijny limit 60 proc. Wydatki zbrojeniowe będą jednak prowadzić do stopniowego pogorszenia sytuacji. Według Allianz Trade do 2037 r. dług publiczny osiągnie poziom 72 proc., co oznacza także wzrost kosztów obsługi.

Ryzyko tkwi również w tym, że wprawiony w ruch mechanizm wydatkowy dla sektora wojskowego trudno będzie zatrzymać. Budżet zbrojeniowy kreuje silne grupy interesów, które będą naciskać na jego utrzymanie lub nawet zwiększenie. W dyskusji na ten temat często pojawia się pojęcie „kompleksu militarno-przemysłowego”, spopularyzowane na początku lat 60. XX wieku przez prezydenta USA Eisenhowera poirytowanego lobbystyczną sprawnością firm zbrojeniowych. Nie można wykluczyć, że powstanie jego niemiecki odpowiednik równie sprawny w Berlinie, jak i na poziomie unijnym w Brukseli.

Warunki zdrowego wzrostu

Mimo wielu niewiadomych setki miliardów na obronę mogą pomóc w przezwyciężeniu obecnego kryzysu. Prawdopodobieństwo pozytywnego scenariusza wzrośnie, jeśli Niemcy będą w stanie spełnić przynajmniej trzy warunki.

Pierwszym jest rozwijanie w ramach produkcji zbrojeniowej nie tylko nowych technologii wojskowych, ale też technologii podwójnego zastosowania. Dzięki temu Niemcy będą w stanie wytwarzać zarówno nowoczesną broń, jak i innowacyjne produkty do wykorzystania w sektorze cywilnym. Przykładem są autonomiczne drony, które mogą równie sprawnie atakować zagony pancerne, co dostarczać przesyłki pocztowe i zakupy. Do tej kategorii zaliczają się także satelity niezbędne dla zwiadu, ale też nawigacji, łączności i meteorologii. „Dualna” orientacja produkcji znacząco zwiększa szanse, że wydatki na obronę przełożą się na trwały wzrost gospodarczy, a nie tylko krótkotrwały boom powetowany wyższą inflacją.

Po drugie, wysokich wydatków zbrojeniowych nie powinno się w długim okresie opierać na długu. Prędzej czy później ich źródłem muszą być stabilne wpływy podatkowe, czyli po prostu silna, konkurencyjna, zdolna do wzrostu gospodarka.

Trudno ją sobie dziś w Niemczech wyobrazić bez przeprowadzenia głębokich reform, zwłaszcza ograniczenia regulacji i biurokracji, ustabilizowania cen energii oraz obniżki podatków. RFN potrzebuje także przebudowy rynku pracy osłabianego przedterminowymi emeryturami, niskimi zachętami do podjęcia zatrudnienia oraz niewystarczającą imigracją pracowniczą. Być może rządowi Merza łatwiej będzie przeprowadzić reformy niż poprzednikom z koalicji Ampel, bo gospodarka zdaje się wybudzać z letargu: w pierwszym kwartale br. wzrost wyniósł 0,4 proc.

Po trzecie, koszty gospodarki „gotowej na wojnę” może zamortyzować eksport uzbrojenia. W 2024 r. wartość zezwoleń na sprzedaż za granicę osiągnęła 13,2 mld euro, z czego większość, 8,1 mld euro, z oczywistych względów trafia do Ukrainy, a do partnerów z NATO i UE 3,2 mld euro. Niemcy liczą jednak, że tę kwotę uda się zwielokrotnić dzięki szybko rosnącym budżetom obronnym sojuszników. Z nowego „wyścigu zbrojeń” mogą skorzystać zarówno duże firmy, takie jak Rheinmetall czy Diehl, oferujące „klasyczny” arsenał, jak też dronowi specjaliści – Helsing, Quantum Systems, Arx Robotics.

Na ich korzyść przemawiają ostatnie decyzje Unii Europejskiej wspierające ujednolicanie standardów i wymogów w europejskim przemyśle zbrojeniowym. Firmy zachęcane są tanimi pożyczkami do wspólnego planowania i produkcji zbrojeniowej, co ma pozwolić na obniżenie kosztów i skuteczne konkurowanie z producentami ze Stanów Zjednoczonych, Izraela czy Korei Południowej. Jeśli w ten proces włączy się dodatkowo państwo ze swoim budowanym od dekad i bardzo skutecznym wachlarzem wsparcia dla ekspansji zagranicznej, rola sektora zbrojeniowego zarówno w niemieckim handlu, jak i PKB może szybko wzrosnąć.

CV

Dr hab. Sebastian Płóciennik

dyrektor Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej

Niemcy nie należały w ostatnich dekadach do prymusów w sferze finansowania obrony. Wydatki na ten cel wynosiły ok. 1,5 proc. PKB rocznie i dopiero wybuch wojny w Ukrainie skłonił klasę polityczną do korekty kursu. Szansa na prawdziwą zmianę przyszła po ostatnich wyborach federalnych. Chadecy, socjaldemokraci i Zieloni uzgodnili, że wydatki na obronę powyżej poziomu 1 proc. PKB nie będą uwzględniane w obliczaniu limitów tzw. hamulca długu. W praktyce oznacza to, że RFN może planować podwyższanie budżetu do 3,5 proc. PKB, czyli prawie 160 mld euro (polskie wydatki to ok. 42 mld euro). Dodatkowo w puli pojawi się także 500 mld euro na infrastrukturę, głównie drogową i kolejową, także istotną dla wojska.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Michał Szułdrzyński: Polskie firmy dojrzewają do AI. Jak sztuczna inteligencja zmienia biznes
Opinie Ekonomiczne
Marta Postuła: Ścieżka dla sektora obronnego
Opinie Ekonomiczne
Janusz Jankowiak: Permanentna kampania wyborcza to gra ryzykowna dla gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Trudno rządzić, nie mając zdania. Czy leci z nami pilot?
Opinie Ekonomiczne
Czy liderzy polityczni zapobiegną recesji w Polsce, Unii, USA?