Po blisko roku obowiązywania obniżonej stawki VAT na gaz ziemny (w styczniu było 8 proc., od lutego 0 proc.) rząd ma przywrócić stawkę standardową 23 proc. Jak on sam i jego poprzednicy maskuje tę gorzką pigułkę mantrą „bo Bruksela”. Faktem jest jednak, że wobec gwałtownego spowolnienia gospodarczego i braku pieniędzy z KPO finanse publiczne trzeszczą w posadach i każdy złoty dodatkowych dochodów budżetowych jest – nomen omen – na wagę złota. Co warto tu podkreślić, powrót do standardowych stawek VAT to ruch antyinflacyjny, jak każde zacieśnianie polityki fiskalnej.

Antyinflacyjne jest też utrzymanie w 2023 r. stawek netto na gaz ziemny na poziomie z 2022 r. Jest jednak jedno ale: pomijając znaczny wzrost VAT, nie skłania to do oszczędzania tego paliwa i przykręcenia kurków kaloryferów. Znacznie lepsze byłoby wprowadzenie – podobnie jak w przypadku prądu – limitu z dotychczasową ceną, powyżej którego ona rośnie. Stawki rynkowe i tak są znacznie wyższe od tego, co płacimy, a państwo musi rekompensować dostawcom gazu powstały w wyniku tego deficyt.

Czytaj więcej

Rząd przyjął projekt ustawy. Będzie rekompensata za wysoki VAT

Oszczędzać gaz trzeba, bo choć na razie w Europie dzięki do niedawna w miarę ciepłej pogodzie dajemy sobie w UE radę bez stopniowo odcinanych dostaw rosyjskich, to po nawet łagodnej zimie znów trzeba będzie uzupełnić zapasy w magazynach. A to bez dostaw z Rosji, których już definitywnie nie będzie, może być znacznie trudniejsze niż w 2022 r.

Dlatego rynkowe ceny gazu w Europie nadal będą w roku 2023 bardzo wysokie. Kolejna zatem taryfa gazowa w Polsce – już na 2024 r. – będzie zapewne znacznie wyższa niż teraz. Tym bardziej, że zniknie główna – wyborcza – motywacja do obecnego tańca rządu wokół cen gazu. Jego odbiorcy będą musieli wtedy mocno przykręcić kaloryfery. Albo równie mocno zacisnąć pasa.