Gdzie te czasy, gdy Sejm, konstytucyjnie uprawniony do kontroli polityki finansowej państwa, brał pod lupę niemal wszystkie jego wydatki, a posłowie z komisji budżetu wykłócali się o każdą złotówkę, którą rząd chciał wydać dodatkowo. Dziś poza jakąkolwiek kontrolą parlamentu wydawane są niewyobrażalne kwoty. W dodatku z roku na rok coraz większe.

Budżet stracił rolę szczegółowego planu finansowego państwa. Teraz to tylko wycinek jego obrazu. Słychać nawet głosy, że powinien zmienić nazwę – na taką, która będzie odzwierciedlać tę wycinkowość. A chodzi po prostu o to, że rząd wyrzuca poza budżet, do różnego rodzaju funduszy czy agencji, ogromne pieniądze. Ekonomiści, ale też NIK, otwarcie mówią o celowym rozmywaniu obrazu finansów państwa, które ma ukryć prawdę o rzeczywistej ich kondycji oraz utrudnić kontrolę wydawania pieniędzy publicznych.

Poza budżetem rząd finansuje m.in. tarczę antyinflacyjną, dodatki energetyczne i pomoc dla uchodźców z Ukrainy. „Rzeczpospolita” oszacowała te wydatki na 70–75 mld zł. Ale do końca roku jeszcze dość daleko, a sytuacja jest dynamiczna.

Większość pozabudżetowych wydatków rząd uzasadnia nadzwyczajną sytuacją – a to skutkami pandemii, a to wojną w Ukrainie, a to wzrostem cen surowców energetycznych. Nie wspomina, że część problemów, które teraz naprawia, rozsypując pieniądze publiczne, wykreował sam. Przeraża w tym wszystkim nie tylko skala wyprowadzania pieniędzy poza budżet, ale też to, że nikt nawet nie myśli o nowelizowaniu ustawy budżetowej po to, by te wydatki ucywilizować. Kiedyś to minister finansów, niezależnie od opcji politycznej, krzyczał w takiej sytuacji: stop! Dzisiaj cisza.

W cywilizowanym świecie przejrzystość to jedna z najważniejszych, o ile nie najważniejsza, cecha finansów publicznych. Wszak chodzi o pieniądze podatników, którym wiedza o tym, co się z nimi dzieje, czy nie są marnowane, po prostu się należy. Rząd Zjednoczonej Prawicy osiągnął jednak mistrzostwo w kreatywnej księgowości budżetowej i zaciemnianiu stanu finansów publicznych. Medali i oklasków za to jednak nie będzie. Prędzej przykre konsekwencje, co najmniej polityczne. Tym bardziej że powiedzenie o łowieniu ryb w mętnej wodzie jakoś samo się tu narzuca.