Jesteśmy w rozkroku w walce z inflacją – przyznał w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” Jarosław Kaczyński. Dobrze, że w końcu to dostrzegł. Źle, że zapowiedział utrzymanie działań proinflacyjnych, które ten rozkrok pogłębiają.
Do tej pory PiS odrzucał zarzuty ekonomistów, że bagatelizując zagrożenie inflacją, pozwolił jej się rozpędzić. Lekceważył głosy protestu przeciwko nadmiernemu pompowaniu wydatków państwa, drukowi pustego pieniądza i niemal rozrzucaniu go z helikopterów w ramach różnych programów osłonowych i socjalnych.
Dziś znaleźliśmy się w sytuacji, gdy Rada Polityki Pieniężnej, próbując zbić inflację, gwałtownie podnosi stopy procentowe. Ma to powstrzymać akcję kredytową, czyli zahamować dopływ pieniędzy do naszych kieszeni i w konsekwencji ograniczyć popyt. Cóż z tego jednak, gdy rząd cały czas rozrzuca pieniądze i – jak zapowiada szef PiS – będzie to robił dalej. Tylko w ostatnich dniach i tygodniach pojawiły się zapowiedzi 14. emerytury, wakacji kredytowych czy obniżki stawki PIT. To napędza popyt. I inflację.
– Rząd utrudnia nam walkę z inflacją – ostrzegł w rozmowie z TVN 24 Ludwik Kotecki, członek Rady Polityki Pieniężnej. Stanowczo stwierdził też, że wbrew sygnałom szefa banku centralnego o bliskim końcu podwyżek stóp czekają nas kolejne.
Niestety, wygląda na to, że poza przyznaniem się do rozkroku w walce z inflacją i wzięciem wreszcie na siebie części odpowiedzialności za galopujące ceny niewiele zmieni się w polityce rządu. A to oznacza, że czekają nas nie tylko najdroższe w historii wakacje, ale też ciężkie jesień i zima. Dalsza przyszłość też nie napawa optymizmem.