Teraz PiS obiecuje obniżkę danin publicznych dla mniej zarabiających, drobnym drukiem dodając, że zmiana nie uszczupli budżetu, czytaj: dopłacą do niej pozostali. Nie inaczej jest z pomocą dla firm małych i średnich, zwłaszcza hołubionych przez nową władzę start-upów. To one, niosąc ducha technologicznych innowacji, mają podobno pchnąć polską gospodarkę na nowe wyżyny. Sęk w tym, że kiedy politycy rządzącej partii obiecują, że nowym firmom nieba przychylą, podlegli im urzędnicy, którzy realizują inny ważny cel rządu – zwiększenie wpływów z VAT i okiełznanie podatkowych przekrętów – robią coś dokładnie przeciwnego. Szykują nowym przedsiębiorcom już na starcie taki tor przeszkód, że co bardziej ambitni, zamiast korzystać w Polsce z dobrodziejstw jednego okienka, będą woleli się zarejestrować w którymś z sąsiednich krajów i tam płacić podatki.
No bo jak nazwać utrudnianie rejestracji związane z nowymi przepisami o VAT?
Zgoda, fiskus ma prawo szukać narzędzi do walki ze słupami. Ale niech nie traktuje wszystkich jak przestępców.
A już zupełnie kuriozalny jest pomysł, by po nieudanym kontakcie telefonicznym z przedsiębiorcą (przecież może być poza zasięgiem) jego wniosek o rejestrację VAT wrzucać do śmieci. To rozwiązanie sym- boliczne, bo wraz z tym wnioskiem do kosza trafi cała obiecywana przez nową władzę polityka pomocy start-upom.