W Polsce walka z nierejestrowanym obrotem idzie jak po grudzie (może ostatnio z wyjątkiem paliw). Rząd głośno krzyczy o potrzebie uszczelniania systemu podatkowego, a z drugiej forsowana jest ustawa pozwalająca rolnikom sprzedawać swoją produkcję z wolnej ręki bez jakiejkolwiek rejestracji. Mówimy nie tylko o tych owocach i warzywach prosto z ziemi, ale też o przetworach z nabiału czy mięsa. To nie tylko zachęta do omijania systemu, a dodatkowo ograniczanie kontroli sanitarnej nad produkcją, co prowadzić może do zatruć czy nawet zagrożenia życia. Bazary, które już tętnią nielegalnym obrotem, teraz zapełnią się produktami rolno-spożywczymi.
Kontrole w takich miejscach są i tak fikcją, za każdym razem ze zgrozą oglądam na nich stragany np. z lekami, które – co gorsza – znajdują nabywców. Rosyjska ruletka tylko nie z bronią, ale podejrzanymi farmaceutykami. Podobnie jak alkohol w plastikowych butlach zupełnie niewiadomego pochodzenia. Ale najwidoczniej w ludzkiej mentalności czasami chęć kupienia tanio, nawet ryzykując własne życie, wygrywa z logicznym myśleniem.
Dlatego ludzie chcący kupić produkty z podejrzanych źródeł zawsze je znajdą – jak nie na bazarach, to w internecie. Żaden urząd nie będzie w stanie skontrolować wszystkich przesyłek z Chin, a to kolejna wylęgarnia szarej strefy. Wymieniać można jej jeszcze długo, choć tak naprawdę to w ogólnej masie unikania opodatkowania tylko płotki. Prawdziwe przekręty robione są w setkach milionów, a sprzyja im niejasne i skomplikowane prawo i zupełnie absurdalny model odliczania VAT przy eksporcie.
Co prawda UE zapowiada wielką jego reformę, ale czy nie skończy się zapowiedziach? Oszuści też mają wysoko postawionych przyjaciół, a naruszanie status quo często nie leży w niczyim interesie.