Ułańskiej fantazji należy chyba przypisać, że jesteśmy krajem, który w sumie całkiem nieźle radzi sobie z wykorzystywaniem wsparcia z Brukseli i tak naprawdę większych porażek jak dotąd nie zanotował.
Gdy kilka miesięcy temu pisaliśmy w "Rz", że m.in. z powodu problemów z ustawą o ochronie środowiska mogą być poważne kłopoty z realizacją inwestycji współfinansowanych m.in. z Funduszu Spójności, zobaczyliśmy czarne chmury gromadzące się nad dużymi inwestycjami infrastrukturalnymi. Okazuje się, że znów się udało, choć tempo, w jakim musimy teraz wydawać odblokowane przez Brukselę środki, wywołuje dreszcz niepokoju. Zdążymy?
Ale trudno spocząć na laurach, skoro tylko w ciągu ostatnich kilku tygodni pisaliśmy o rozlicznych problemach związanych z uruchamianiem kolejnych programów finansowanych z pieniędzy unijnych. Nawet dziś można przeczytać o kolejnym poślizgu, tym razem z preferencyjnym kredytem dla firm. Znów przyjdzie pytać, czy się uda?
Uda się zapewne, ale dlaczego, mimo rosnących doświadczeń w wykorzystaniu pomocy z UE, wciąż sami stwarzamy sobie problemy? Nie możemy sobie poradzić z naszą własną, polską biurokracją? Chodzi o ten dreszcz emocji? I ulgę – zdążyliśmy...
[ramka][link=http://blog.rp.pl/romanski/2008/12/21/perypetie-z-unijnymi-dotacjami/]Skomentuj[/link][/ramka]