Biznes, czyli sztuka inwestycji

Ostatni autoryzowany wywiad z Janem Wejchertem, przedsiębiorcą, współzałożycielem grupy ITI

Publikacja: 02.11.2009 03:19

Pełna, obszerniejsza wersja rozmowy z Janem Wejchertem ukaże się w najbliższym numerze „Business Mag

Pełna, obszerniejsza wersja rozmowy z Janem Wejchertem ukaże się w najbliższym numerze „Business Magazine Manager”

Foto: Archiwum

[b]Co się czuje, gdy się trafia na listę najbogatszych Polaków?[/b]

Jan Wejchert: Uważam, że w biznesie pieniądze są wymiarem sukcesu. Jeżeli odnosimy ten sukces, moi partnerzy lub ja sam, jesteśmy wymieniani na takich czy innych listach. Niewątpliwie jest to sukces. Ale sukces firmy. Pieniądze, które zużywam na swoje prywatne potrzeby, są niewielkim ułamkiem sumy zaangażowanej w sam biznes. Wielu ludzi tego nie rozumie. Ja korzystam w ułamku procentu tego, co zarabiam. Ciągle inwestujemy. Stworzenie 5 tysięcy miejsc pracy naprawdę dużo kosztuje. Na znalezienie się na liście najbogatszych patrzę w taki sposób: OK, coś nam się wszystkim udało, to, co zbudowaliśmy, jest warte konkretną sumę. To nie ja, to moja firma jest bogata.

[b]Które z osiągnięć miało dla pana szczególne znaczenie?[/b]

Ja i moi partnerzy cieszymy się małymi i dużymi sukcesami. Bardzo się cieszyliśmy, gdy sprzedaliśmy pierwsze 20 magnetowidów w Polsce... No, i pierwszym milionem dolarów. Cieszą też rzeczy niewymierne: nagrody dla naszych dziennikarzy, prezenterów, dla najlepszego pracodawcy... Ale jesteśmy przygotowani też na klęski. I zahartowani w boju. Najważniejsze, że wciąż potrafimy się cieszyć nawet małymi sukcesami.

[b]Mówi się o imperium medialnym ojca Rydzyka, a powinno raczej o medialnym imperium Jana Wejcherta.[/b]

Nie lubię nazw imperialnych. Ale rzeczywiście razem z moimi partnerami udało nam się stworzyć grupę unikalną w skali światowej. W ramach jednego holdingu mamy i telewizję naziemną, i kanały tematyczne, kanał newsowy, portal internetowy, sieć kin, platformę „n” i drużynę piłkarską... Można nas porównać właściwie tylko z Time Warnerem.

[b]Jest pan też współwłaścicielem klubu Legia Warszawa. Czy to z miłości do piłki nożnej?[/b]

Mój partner biznesowy Mariusz Walter jest wielkim miłośnikiem futbolu. Nie znam się na piłce tak dobrze jak on. Razem jednak uznaliśmy, że to tak wspaniały klub, z tak wielką tradycją, że warto go uratować. Gdy go przejęliśmy, był na krawędzi bankructwa. Miał ok. 5 mln euro długów, niepłacone pensje pracowników i zawodników od dwóch, trzech lat. Nie było nikogo, kto by chciał przejąć ten cały bałagan. Stwierdziliśmy, że chcemy coś dać społeczeństwu, nie tylko warszawskiemu, ale i polskiemu, bo Legia jest najlepiej rozpoznawaną marką, jeśli chodzi o futbol w Polsce.

[b]Potraktował pan to jako dobrą inwestycję?[/b]

Początkowo tak, teraz patrzę na to, niestety, z coraz mniejszym entuzjazmem. Chcemy doprowadzić do tego, żeby Legia była dobrze prowadzonym przedsiębiorstwem, które zarabia. Ale jest tyle czynników, na które nie mamy wpływu. Od skandalicznego zachowania pseudokibiców przez system legislacyjny związany z ochroną widzów, afery związane z PZPN, po kupowane mecze. To wszystko jest przerażające.

[b]Więc co dalej?[/b]

Zainwestowaliśmy w Legię już 30 mln euro. 3 miliony euro zapłaciliśmy za projekt stadionu. Myśli pani, że ktoś nam powiedział „dziękuję”? Spotykamy się z niezrozumieniem, nawet ze strony polityków. Mimo że Legia nie miała nigdy tak dobrych wyników jak podczas ostatnich czterech lat. Myślę, że w polskim futbolu tkwi jakiś głębszy socjologiczny problem. Uważam, że albo powinien zostać w naszym kraju zakazany jako sport i wszystkie stadiony należy zaorać, albo – jeżeli chcemy mieć futbol jak w cywilizowanych krajach – trzeba robić to profesjonalnie. Czy istnieje szansa, by z Legii powstał klub na miarę Manchester United? Wierzę, że tak, chociaż spotykają nas same przykrości, wydajemy ogromne pieniądze, jesteśmy oszukiwani. Jeżeli sytuacja się nie zmieni, to nie wykluczam, że się wycofamy.

Cieszą mnie natomiast postępy w budowie stadionu. Trzy skrzydła z około 20 tys. miejsc dla kibiców zostaną oddane do użytku w maju przyszłego roku. Główna trybuna będzie gotowa w pierwszej połowie 2011 roku. Mam wrażenie, że miasto wreszcie zrozumiało, jak ważna jest dla niego Legia – ikona Warszawy.

[i]—rozmawiała Barbara Grabowska[/i]

[b]Co się czuje, gdy się trafia na listę najbogatszych Polaków?[/b]

Jan Wejchert: Uważam, że w biznesie pieniądze są wymiarem sukcesu. Jeżeli odnosimy ten sukces, moi partnerzy lub ja sam, jesteśmy wymieniani na takich czy innych listach. Niewątpliwie jest to sukces. Ale sukces firmy. Pieniądze, które zużywam na swoje prywatne potrzeby, są niewielkim ułamkiem sumy zaangażowanej w sam biznes. Wielu ludzi tego nie rozumie. Ja korzystam w ułamku procentu tego, co zarabiam. Ciągle inwestujemy. Stworzenie 5 tysięcy miejsc pracy naprawdę dużo kosztuje. Na znalezienie się na liście najbogatszych patrzę w taki sposób: OK, coś nam się wszystkim udało, to, co zbudowaliśmy, jest warte konkretną sumę. To nie ja, to moja firma jest bogata.

Pozostało 81% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację