Coraz kosztowniejsza zabawka Abramowicza

Roman Abramowicz wpompował w piłkarski klub Chelsea ok. 1/10 swej globalnej fortuny ocenianej na 8 mld funtów - doniósł "Evening Standard"

Publikacja: 09.04.2011 10:54

Coraz kosztowniejsza zabawka Abramowicza

Foto: AFP

Abramowicz kupił Chelsea w 2003 roku.  Oligarcha figurujący w pierwszej dziesiątce najbogatszych Rosjan, udzielił klubowi bezprocentowych pożyczek na łączną sumę 740 mln funtów, nie licząc dużych kwot, które wykłada rok w rok.

Dane holdingu, będącego właścicielem Chelsea pokazują, że w ub. roku był on na minusie 77,8 mln funtów, co było o wiele gorszym wynikiem niż strata 47,4 mln funtów, o której doniósł 12 miesięcy wcześniej. Zanosi się także na to, że obecny rok także zamknie się deficytem.

Abramowicz tak bardzo chce zdobyć Puchar Ligi Mistrzów, że nie szczędzi pieniędzy na zakup najdroższych piłkarzy. W styczniu na Fernando Torresa wydał 50 mln funtów, który jak dotąd nie strzelił Chelsea ani jednej bramki i dalsze 23 mln funtów na Davida Luiza. Te 73 mln funtów nie są uwzględnione w ostatnich sprawozdaniach finansowych holdingu - obciążą zatem tegoroczne saldo.

Media donoszą, że właściciel Chelsea ma serdecznie dosyć poczynań Fernando Torresa w Chelsea. Mówi się, że Chelsea będzie gotowa odstąpić Torresa chociażby za 30 milionów funtów.  Torres nie zdobył żadnego gola w barwach Chelsea, czy to w Lidze Mistrzów czy Premier League - łącznie kontynuuje on złą passę 648 minut bez zdobytego gola.  Porównywany do Andrija Szewczenki Hiszpan ma gorsze statystyki od Ukraińca. Szewczenko natomiast do Chelsea przybył za 30 milionów funtów więc był o 20 mln funtów tańszy od Hiszpana.

W środę w ćwierćfinale Ligi Mistrzów Chelsea przegrało z Manchester United 0:1. Abramowicz obserwował mecz ze swej loży z twarzą w dłoniach.

Nieustannie rosnące koszty finansowania Chelsea spadły na rosyjskiego oligarchę w czasie, gdy ma on bardzo duże wydatki. Za jacht "Eclipse" zapłacił 600 mln funtów. Zobowiązał się też do odrestaurowania Parku im. Gorkiego w Moskwie, gdzie ma powstać galeria sztuki - prezent dla żony 29-letniej Darii Żukowej.

Na liście wydatków figuruje też 25 mln funtów za nieruchomość przy ekskluzywnej ulicy Cheyne Walk w dzielnicy Chelsea. Jest to jego jedenasta z kolei posiadłość w jego portfelu nieruchomości.

Rosnące koszty przynajmniej w części Abramowicz usiłuje przerzucić na kibiców Chelsea. Cena najdroższych biletów na stadionie Stamford Brook wzrosła do 75 funtów. Poszły w górę także sportowe akcesoria. Za klubową koszulkę trzeba zapłacić 47,99 funta (ok. 230 zł).

Abramowicz nie liczy się z wydatkami na gaże. Dwóch piłkarzy - Franka Lamparda, któremu płaci 120 tys. funtów tygodniowo i Johna Terry zarabiającego jeszcze więcej - 150 tys. tygodniowo wprowadził do grona najbogatszych mieszkańców brytyjskiej metropolii.

- Jego wydatki wywołują zdziwienie wśród konkurentów, np. Arsenalu, który jest klubem rentownym; nie podobają się też UEFA, dążącej do tego, by futbol nie był sportem żyjącym ponad stan - zaznacza "Evening Standard".

Abramowicz kupił Chelsea w 2003 roku.  Oligarcha figurujący w pierwszej dziesiątce najbogatszych Rosjan, udzielił klubowi bezprocentowych pożyczek na łączną sumę 740 mln funtów, nie licząc dużych kwot, które wykłada rok w rok.

Dane holdingu, będącego właścicielem Chelsea pokazują, że w ub. roku był on na minusie 77,8 mln funtów, co było o wiele gorszym wynikiem niż strata 47,4 mln funtów, o której doniósł 12 miesięcy wcześniej. Zanosi się także na to, że obecny rok także zamknie się deficytem.

Pozostało 81% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację