Odpadł mi guzik przy kurtce. To znaczy, od razu nie odpadł: on się od pewnego czasu coraz bardziej oddalał od kurtki. Konkretnie to zwisał aż do momentu, kiedy podjąłem decyzje, że trzeba go solidniej przyszyć. Wtedy spanikował i odpadł ostatecznie. Przede wszystkim to zastanawiające, że wszystkie guziki są przyszywane tą samą maszyną i tą samą nicią, a odpada jeden. Gdyby wszystkie tak samo się luzowały i potem jednocześnie odpadły, to uważałbym, że wszystko jest OK. W dodatku zawsze jest to guzik z tego samego miejsca w szeregu. Drugi od góry. Czyli ten najbardziej widoczny i może właśnie to go tak cholernie stresuje?
Zacząłem więc przyszywać. A sprzęt do szycia, czyli zestaw igieł i różnobarwne nici, akurat mam. Kupiłem na wakacjach. W miejscowościach wczasowych są latem namioty z szyldem „Wszystko za 5 złotych!". A wewnątrz rzeczy, które można podzielić na dwie grupy: te nic niewarte albo te niepotrzebne. Czyli cokolwiek tam kupimy, to przepłacamy. No, ale jak już się tam jest, to trzeba coś kupić, żeby ten czas nie był stracony. Kupiłem więc zestaw nici w 40 kolorach. Myślałem – przyda się. Otóż nie przydaje się, bo wszystkie kolorowe rzeczy, które noszę, mają barwy akurat od numeru 41. Można znaleźć tylko nić trochę podobną do koloru ubrania.
Nici na szpulce mają widoczne dwa końce: jeden z początku nawijania nici na spodzie i drugi z wierzchu. Z wyjątkiem moich szpulek – te mają na wierzchu oba końce spod spodu zwoju. Jak oni to nawijali?! Więc wyszarpywaniem te nici po kawałku i w rezultacie miałem 100 półmetrowych strzępków i pustą szpulkę. Nawlokłem jeden strzęp na igłę – oczywiście nie bezpośrednio, bo to niewykonalne bez mikroskopu, tylko przez druciany pomocnik. I przy drugim wbiciu w materiał igła się złamała. Następna i trzecia też... Na szczęście przypomniałem sobie, że w walizce mam mały zestawik do szycia, który kiedyś ukradłem z hotelu... Był lepszy.
Guzika do kurtki nie można przyszywać na styk. Trzeba dać mu luz na grubość kurtki, czyli pętelkę. Zatem przy każdym ciągnięciu nitki trzeba zostawić tyle samo na pętelkę, co jest niemożliwe, bo nie jestem automatem. W rezultacie guzik przyszył się na styk i brzydko wyróżniał w szeregu. Wobec tego wszystkie guziki podoszywałem na styk, nawet ten najniższy, który nigdy nie odpada, bo go się nigdy nie używa, chyba że jako zastępcę tego drugiego z góry, kiedy tamten odpadnie i się zgubi. Wykonałem więc za producenta kawał roboty, ale miałem zimową kurtkę z solidnie przyszytymi wszystkimi guzikami.
Nazajutrz było +17 stopni Celsjusza.