Więcej pieniędzy z UE trafi po 2013 r. na Wschód

Nowy budżet szykujemy tak, żeby zebrał miłe lub choćby neutralne recenzje ze Wschodu i Zachodu – mówi komisarz UE ds. budżetu w rozmowie z Arturem Osieckim

Publikacja: 31.07.2011 14:51

Więcej pieniędzy z UE trafi po 2013 r. na Wschód

Foto: Fotorzepa, Piotr Wittman

Minął miesiąc od przedstawienia przez Komisję Europejską propozycji wieloletniego budżetu Unii Europejskiej na lata 2014-2020. W ubiegłym tygodniu na nieformalnym mini szczycie w Sopocie odnieśli się do niej ministrowie ds. europejskich. Co Pan od nich usłyszał?

W Sopocie poznaliśmy pierwsze reakcje 27 krajów, które przez miesiąc studiowały naszą propozycję. Najpierw jednak wypowiedzieli się zaproszeni do Sopotu przedstawiciele Parlamentu Europejskiego. Zgodnie z oczekiwaniami, chwalili naszą propozycję i upominali się o jeszcze lepsze finansowanie polityk Unii, zważywszy na rosnące zobowiązania wynikające z Traktatu Lizbońskiego. Dokładnie tego się spodziewałem, bo Parlament reprezentuje interesy wspólnotowe, a nie narodowe. Natomiast przegląd stanowisk państw członkowskich wypadł lepiej niż się spodziewaliśmy. 24 delegacji spośród 27 uznało naszą propozycję za sensową bazę negocjacji. Nie spodziewałem się pochwał z Londynu, ale zaproszenie do angielskiego parlamentu – konkretnie do Izby Gmin, bo Izbę Lordów, prawdziwie lordowską w sposobie bycia, już odwiedziłem – traktuję jako zaproszenie do dialogu i nadzieję na przełom psychologiczny w postrzeganiu potrzeb finansowych UE. Dla mnie liczy się jedno – mocne potwierdzenie, że propozycja złożona przez Komisję Europejską w czerwcu jest punktem wyjścia w negocjacjach. Może być poprawiana, uzupełniona, ale nie przewrócona.

Wielka Brytania, Szwecja i Holandia nadal domagają się redukcji wydatków?

Teraz poszczególne kraje zajmują stanowiska negocjacyjne, co oznacza, że muszą wytykać to i owo, by walczyć o swoje. Szwecja chciałaby rewolucji po stronie wydatków UE, gdy pośród innych krajów przeważa niechęć do radykalnych zmian strony wydatkowej. Są natomiast gotowe do zmian w sposobie finansowania budżetu i korygowania narodowych bilansów, czemu przeciwstawia się Wielka Brytania, dla której przywilej wywalczony przez Margaret Thatcher w 1984 r., zwany rabatem brytyjskim, ma znaczenie symboliczne, a nie tylko finansowe. Mam nadzieję, że wszyscy dobrze pamiętają lekcję z 2004 r. kiedy to propozycja Komisji Europejskiej była koncertem życzeń i skończyło się na tym, że Zachód ustalił własną podstawę do debaty o budżecie. Nie było nieszczęścia, bo w Europie panował inny niż obecnie klimat. Gdyby jednak ta sytuacja powtórzyła się teraz przy obecnym nie najlepszym klimacie to byłoby to bardzo szkodliwe dla interesów takich krajów jak Polska.

Propozycja Komisji Europejskiej opiewa na 1025 mld euro. To 1,05 proc. unijnego PKB. Te 0,05 proc. to margines na pożarcie dla państw domagających się redukcji wydatków?

Nie. To celowo wyważona propozycja pomiędzy tym,  czego oczekiwały kraje, które chcą ciąć wydatki i tym czego chce Parlament Europejski. Zanim oceniliśmy co oznacza realizm w dzisiejszej Europie, objechałem wszystkie stolice. Zaproponowaliśmy kwoty i strukturę budżetu stosownie do tego rozpoznania.

Budżet na lata 2014-2020 zakłada zmianę balansu pomiędzy wspólną polityką rolną, a polityką spójności, z której obecnie najbardziej korzysta Polska. To zamierzone działanie?

Tak.  Ten budżet czyli budowa „większej" Europy za te same pieniądze musi oznaczać nominalne zamrożenie dwóch podstawowych działów, które pochłaniały dotąd prawie 80 proc. wydatków czyli rolnictwa i polityki spójności. Sedno tkwi w sposobie zamrażania, bo w przypadku polityki spójności oznacza ono przesunięcie funduszy w stronę Wschodu. Obecnie 51 proc. pieniędzy trafia do „nowych" krajów, a po 2013 r. ma to być 57 proc. W przypadku rolnictwa zamrażanie oznacza, że możemy delikatnie wyrównać płatności, ale nie na tyle żeby prezydent Francji, premier Belgii czy przywódcy holenderscy uznali, że jest to propozycja, którą należy natychmiast odrzucić.

Ale „stare" kraje UE też dostały coś dla siebie choćby 80 mld euro na innowacyjność?

Środki na rolnictwo i politykę spójności udało się zamrozić bez szkody dla najbiedniejszych krajów właśnie po to, by zwiększyć finansowanie polityk, na których zależy płatnikom netto. A na pewno podobać się może 80 mld euro na badania i rozwój, 70 mld euro na politykę zagraniczną, w tym duża, rosnąca koperta na rzecz sąsiedztwa wschodniego i zwłaszcza śródziemnomorskiego.

Pojawił się też nowy fundusz infrastrukturalny...

To kolejne 50 mld euro na łączenie kontynentu poprzez szlaki transportowe, konektory energetyczne i szerokopasmowy Internet. Do tego dochodzi jeszcze skokowe zwiększenie funduszy na politykę imigracyjną i bezpieczeństwo granic. Budżet budowaliśmy tak, aby zebrał on miłe lub co najmniej neutralne recenzje ze Wschodu i Zachodu.

Pojawiły się też pomysły finansowania wspólnego budżetu z nowych źródeł – z VAT-u i podatku od transakcji finansowych. Te pomysły przejdą, bo Londyn oponuje?

Zadaniem polskiej prezydencji jest podtrzymanie debaty o dochodach, bo miała ona dotąd bardzo krótki żywot. Od 1988 r. nie zgłoszono żadnej formalnej propozycji w tym zakresie. My ją zgłosiliśmy.

Pomysł z VAT-em nie jest nowy, żyje od końca lat 50. ubiegłego wieku?

Tak, tylko że pomysły żyły i umierały. Pomysł z VAT-em zamienił się w sztuczną konstrukcję, która jest niezwykle trudna do wytłumaczenia. Obecnie ma to być odpis od prawdziwego VAT-u na Unię Europejską. Natomiast nad podatkiem od transakcji finansowych rozpościera się swoisty parasol, w postaci konkluzji Rady Europejskiej i Parlamentu Europejskiego. Wedle ostatniego sondażu 62 proc. obywateli Unii popiera taki podatek. Otwarcie strony dochodowej budżetu to stanowczy warunek ze strony Parlamentu Europejskiego.

Wróćmy do „kopert" narodowych. Węgry zaczynają wyrażać zaniepokojenie, bo ze względu na obniżenie górnego limitu transferów z 4 do 2,5 proc. PKB danego kraju mogą w latach 2014-2020 stracić kilka miliardów w stosunku do tego czym dysponują teraz?

Niższy limit dotyka wszystkich. Problem Węgrów polega na tym, że ich rozwój gospodarczy w latach 2007-2013 rozminął się zupełnie z optymistycznymi prognozami i obecna pula funduszy regionalnych w stosunku do realnego wzrostu gospodarczego jest zbyt duża. Dla Węgier za duża, a dla Polski za mała.  Dodatkowy problem naszych węgierskich przyjaciół to mizerne prognozy na kolejne lata. Z kolei polska koperta wynika z tego, że mamy dobrą bazę wyjściową i pomyślne perspektywy na następne lata.

Mówi się o 80 mld euro dla Polski. To kwota niedoszacowana?

Niech Warszawa prowadzi własne szacunki. Przypominam, że oprócz spójności są jeszcze fundusze rolne, też rosną... Moim zadanie jest tworzenie atrakcyjnego budżetu dla Europy, wedle reguł, które trudno podważyć. Teraz rzeczą najważniejszą jest obronienie propozycji Komisji.

Poza Węgrami zastrzeżenia zgłaszają też Czesi, którzy obawiają się, że staną się płatnikiem netto?

Czechy nie będą płatnikiem netto. Należą jednak, wraz z Cyprem, Słowenią i Maltą, do najbogatszych  „nowych" krajów. Ich PKB przewyższa 75 proc. średniej unijnej w przeliczeniu na głowę mieszkańca. Oto perwersyjna miara sukcesu w Unii Europejskiej -  doścignąłeś bogatych to zamieniasz się w płatnika netto. Chciałbym doczekać przemiany dzisiejszego, największego beneficjenta budżetu UE czyli Polski w kraj, który notuje tak gigantyczny awans, że zaczyna dopłacać do unijnego budżetu, czerpiąc oczywiście inne korzyści z uczestnictwa w europejskiej wspólnocie.

Mówimy o wielkich pieniądzach, a co z wielkimi kłopotami czyli Grecją?

Nie chcę mówić o Grecji, bo nie chcę dokładać się do szkodliwej kakofonii w tej materii. Unia Europejska powinna się nauczyć mówić jednym głosem o Grecji. Nie chcę dołączyć do nieposkładanego chóru głosów, które są doskonałą pożywką dla rynków finansowych.

A co dalej ze strefą euro?

Obecnie, gdy rozmawiamy, nie mała Grecja jest głównym problemem. Są nim Stany Zjednoczone. Przed egzaminem politycznym stają teraz Amerykanie. To czynnik, który może wpłynąć najbardziej na rozwój światowej sytuacji gospodarczej w najbliższych tygodniach.

Jakiego scenariusza się Pan spodziewa?

Przewiduję porozumienie „last minute" co do sposobu radzenia sobie z deficytem i gigantycznym zadłużeniem USA. To co się stało, czyli polityczny spór, jest wystarczająco kosztowny dla gospodarki światowej. Kosztowny, bo odbija się rykoszetem na takich walutach jak złotówka. Brak porozumienia powoduje niepokój rynków finansowych. Każda zwłoka z decyzjami w tak nerwowych czasach ma wymierną cenę!

Rozmawiał w Sopocie Artur Osiecki

Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Kredyt za drogi? Szymon Hołownia znalazł chłopca do bicia
Opinie Ekonomiczne
Trusewicz: O Bondzie co wybrał Rosję
Opinie Ekonomiczne
Marek Kutarba: Okręty podwodne ważniejsze od apache'ów
Opinie Ekonomiczne
Moja propozycja dla zespołu Brzoski: prywatyzacja przez deregulację
Materiał Promocyjny
Zrównoważony rozwój: biznes między regulacjami i realiami
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Jak osuszyć ocean biurokracji i wyjść z cienia Ameryki
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”