Kraj niezdecydowanych

Autorski przegląd prasy Aż 28 proc. Polaków nie wie na kogo zagłosować w przyszłych wyborach – wynika z sondażu TNS OBOP opublikowanego przez „Gazetę Wyborczą". To zaledwie 3 pkt. proc. mniej od poparcia udzielonego przez ankietowanych liderowi rankingu – Platformę Obywatelską

Publikacja: 11.08.2011 12:35

Jeśli liczba Polaków identyfikujących się z najbardziej popularną Polsce partią jest zbliżona do liczby tych, którzy z nikim się nie identyfikują i nikogo nie popierają (przynajmniej jeszcze),teoretycznie wybory w Polsce może wygrać każdy z czterech głównych pretendentów. Nawet PSL ma szanse (iluzoryczne, ale jednak).

Ta dość kuriozalna sytuacja może wynikać z wielu przyczyn. Dwie moim zdaniem najbardziej prawdopodobne to: brak zainteresowania rozgrywkami polityków i kompletny brak zrozumienia różnic między partiami. Dla wyborców zlewają się one w jedną scenę polityczną z kilkunastoma aktorami pierwszoplanowymi i tłumem drugoplanowych. Bez względu na orientację polityczną odgrywane role są podobne, więc trudne do odróżnienia. Jedno w tej telenoweli jest pewne: kto kogo nie lubi, kto się z kim nie zgadza, a kto jest na tyle barwny, że warto go obejrzeć w telewizji, bo przynajmniej będzie zabawnie. To, co myśli lub chce przekazać nie jest istotne. Często więc etatowi telewizyjni politycy zamiast mówić o tym co myślą, mówią o tym, z czym się nie zgadzają. Różnica może niewielka, ale koniec końców dość istotna. Konflikt jest bardziej interesujący niż rzeczywiste poglądy.

Stąd wygląda to tak, jakby przekaz dla jednej trzeciej Polaków nie miał znaczenia. Liczył się show.

Z tego też powodu droga na szczyty władze będzie w Polsce najprawdopodobniej sztampowa – kto obieca więcej, dostanie więcej z niezagospodarowanych 28 proc. Bo jeśli nie rozumie się, że obietnica 300 zł podwyżki dla wszystkich oznacza, że wszyscy będziemy musieli za te 300 zł zapłacić (bo przecież Państwo będzie musiało się zadłużyć, by zdobyć te pieniądze, a ponieważ deficyt jest u nas permanentny, trzeba będzie jakoś obywateli obciążyć, żeby za bardzo „nie popłynąć"). Chyba, że problem zostawi się następcom lub wmówi własnym wyborcom, że sytuacja uległa zmianie i musimy ponieść kolejne wyrzeczenia (z tym się akurat zgadzam w czasach ciągłych deficytów), a wszystkiemu winien jest polityczny oponent, który zaniedbał – i tu występuje litania błędów, którą każdy rządzący bez trudu może przedstawić swojemu poprzednikowi. Bo nie ma ludzi, którzy błędów nie popełnili.

Chyba, że Ci co nie wiedzą, czego oczekują i co sami myślą, i tak do wyborów nie pójdą. Choć „300 zł dla każdego" może ich skusić. Ciekawe, kto pierwszy (poza Solidarnością) rzuci takie hasło. Parę punktów procentowych na tym na pewno zarobi.

Trudno nie wspomnieć o trwającym od prawie tygodnia załamaniu rynków kapitałowych – dzisiejsze otwierają wydania z tego tematu zarówno „Dziennik Gazeta Prawna", jak i „Gazeta Wyborcza". Gwałtowny zjazd indeksów i niepewność, co do przyszłości gospodarki wywindowała kurs franka do rekordowych poziomów. Problem mają wszyscy, którzy wzięli kredyty we frankach szwajcarskich – pożyczki, których koszty były niższe niż np. tych w złotych. W ciągu pół roku wartość franka liczona w złotych wzrosła o jedną trzecią – podobnie raty płacone przez kredytobiorców.

Pożyczki we frankach to głównie kredyty hipoteczne. Tyle, że 20-30 letnich długów nie powinno zaciągać się licząc na ślepy traf. Bo ślepy traf to nic innego jak ryzyko, że najgorsze nigdy się nie zdarzy. Nie wiem dlaczego państwo miałoby pomagać dorosłym ludziom (patrz ustawa antyspreadowa), którzy chcąc płacić mniej, sami, z nieprzymuszonej woli podjęli decyzję o akceptacji niewspółmiernie wyższego ryzyka od tych, którzy zaciągnęli kredyty w złotych. Cechą decyzji finansowych (czy to kredytów czy giełdowych inwestycji) zawsze jest zależność, że wyższemu zyskowi towarzyszy wyższe ryzyko i na odwrót – niższe ryzyko uzyskuje się przy niższym zysku. Nie powinno się udawać skrzywdzonych własnymi decyzjami.

Z punktu widzenia naszej gospodarki, dużo gorsze jest osłabianie się złotego w stosunku do euro – w końcu w tej walucie nasze firmy dokonują większości transakcji handlowych z partnerami zagranicznymi. A od tego, jakie przedsiębiorstwa będą miały przychody i ile zarobią, koniec końców zależy to, czy zatrudnią lub zwolnią pracowników. I dotyczy to dużo większej liczy Polaków niż tylko posiadaczy kredytów frankowych, jak i złotowych. Dlatego też pomóc Polakom, najlepiej wesprzeć firmy, które ich zatrudniają. Jest szansa, że niewypłacalnych obywateli nie będzie przybywać.

Jeśli liczba Polaków identyfikujących się z najbardziej popularną Polsce partią jest zbliżona do liczby tych, którzy z nikim się nie identyfikują i nikogo nie popierają (przynajmniej jeszcze),teoretycznie wybory w Polsce może wygrać każdy z czterech głównych pretendentów. Nawet PSL ma szanse (iluzoryczne, ale jednak).

Ta dość kuriozalna sytuacja może wynikać z wielu przyczyn. Dwie moim zdaniem najbardziej prawdopodobne to: brak zainteresowania rozgrywkami polityków i kompletny brak zrozumienia różnic między partiami. Dla wyborców zlewają się one w jedną scenę polityczną z kilkunastoma aktorami pierwszoplanowymi i tłumem drugoplanowych. Bez względu na orientację polityczną odgrywane role są podobne, więc trudne do odróżnienia. Jedno w tej telenoweli jest pewne: kto kogo nie lubi, kto się z kim nie zgadza, a kto jest na tyle barwny, że warto go obejrzeć w telewizji, bo przynajmniej będzie zabawnie. To, co myśli lub chce przekazać nie jest istotne. Często więc etatowi telewizyjni politycy zamiast mówić o tym co myślą, mówią o tym, z czym się nie zgadzają. Różnica może niewielka, ale koniec końców dość istotna. Konflikt jest bardziej interesujący niż rzeczywiste poglądy.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Ropa, dolary i krew
Opinie Ekonomiczne
Bogusław Chrabota: Przesadzamy z OZE?
Opinie Ekonomiczne
Wysoka moralność polskich firm. Chciejstwo czy rzeczywistość?
Opinie Ekonomiczne
Handlowy wymiar suwerenności strategicznej Unii Europejskiej
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Czekanie na zmianę pogody