Kiedy tylko rośnie kurs szwajcarskiego franka, natychmiast pojawiają się dywagacje, jak wpłynie to na spłacalność tych pożyczek. Tymczasem z danych banków wynika, że akurat w tej grupie udział kredytów zagrożonych jest bardzo niski, wynosi tylko 1,6 proc., a osób, które spóźniają się ze spłatą rat, jest zaledwie kilkanaście tysięcy.

To prawie nic wobec podanej przez Biuro Informacji Kredytowej liczby ponad 2 milionów Polaków nieregulujących swoich zobowiązań finansowych. Na zadłużenie to składają się nie tylko zaległości wobec banków, zresztą głównie z tytułu kredytów konsumpcyjnych, ale także niezapłacone rachunki za prąd, gaz, czynsz czy telefon. Rekordzista ma do spłacenia prawie 100 mln zł, ale na przeciętnego dłużnika przypada „zaledwie" nieco ponad 17 tys. zł.

Są pewnie w tej grupie różni wyłudzacze kredytów czy osoby, które znalazły się tam z powodu przejściowych problemów. Ale większość po prostu przeliczyła się ze swoimi możliwościami finansowymi, nieroztropnie uległa namowom banków i sklepów do kupowania na kredyt czy nagle straciła źródła dochodów. Niestety, idzie spowolnienie gospodarcze, a z nim wzrost bezrobocia i pogorszenie stopy życiowej wielu rodzin. Dlatego można się obawiać, że liczba osób niespłacających zobowiązań po przejściowym spadku w tym roku znowu się zwiększy. Wzrośnie też przeciętna kwota zaległości, bo ci, którzy zalegają z płatnościami, raczej ich w tym roku nie uregulują.