Reklama

Bank wie lepiej

Łatwo w Polsce zostać dilerem i nieźle na tym zarobić. Dużo trudniej wiedzie się politykom

Publikacja: 29.03.2012 12:19

Bank wie lepiej

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Autorski przegląd prasy 29 marca

Dziennikarka „Gazety Wyborczej" kupiła za 200 złotych pół grama heroiny. Nie byłoby w tym nic szokującego (takie czasy), gdyby nie fakt że zrobiła to przez Internet, a kopertę z narkotykami odebrała na poczcie. Przesyłka przyszła prosto z Amsterdamu. Jej nadawcą był niejaki Noriega. Czarnorynkowa wartość narkotyku to ok. 4 tys. zł. Dwadzieścia razy więcej niż zapłaciła za nią pani Ludmiła.

To tym bardziej przerażające, bo pokazuje jak łatwo zostać w Polsce dilerem. I nieźle na tym zarobić.

- Nie sprawdzamy listów wewnątrz Unii Europejskiej – skomentował to „Gazecie" przedstawiciel Służby Celnej.

Schengen ma jak widać zarówno swoje blaski, jak i cienie. Może jednak z tym swobodnym przepływem towarów jako Europejczycy trochę przesadziliśmy.

Reklama
Reklama

Wydarzeniem wczorajszego wieczoru był kompromis emerytalny koalicji. Do planu podniesienia wieku emerytalnego do 67 lat wprowadzono „drobną" korektę. Kobiety będą mogły dostawać połowę emerytury od 62 roku życia, a mężczyźni od 65.

Ukłon PO w stronę PSL w zasadzie oznacza demontaż pomysłu PO. Można sobie wyobrazić, że otwarta furtka dla „młodszych" emerytów okaże się otwartą na oścież bramą, bo chętnych będzie tylu, że plany utrzymania wzrostu gospodarczego (dłuższa praca wpłynie na wartość PKB) oraz zwiększenie płynności budżetowej (środki zgromadzone przez emerytów rząd będzie mógł oddać później) wezmą w łeb.

A wydawałoby się, że w kraju w którym dorobiliśmy się po 20 latach czteropartyjnego Sejmu (przynajmniej w wyborach) dużo łatwiej będzie przeprowadzać reformy. Nic z tego.

To zła informacja też dlatego, że najbardziej stabilna koalicja III RP – PO i PSL, ma coraz gorsze notowania. Jak donosi „Gazeta Wyborcza" zaufanie do Donalda Tuska od początku kadencji (czyli zaledwie przez pół roku) spadło z 54 do 36 proc., a nieufność podskoczyła z 29 do 45 proc. A szkoda – bo bez względu na sympatie polityczne, stabilne rządy to klucz do sukcesu – a tym, jak mi się wydaje, jest dogonienie poziomem życia średniej europejskiej.

Może więc naród lubi ferment. A tego brak, bo od paru lat na szczytach władzy jest wyjątkowo spokojnie.

Ferment chce za to zasiać w bankowości mBank. – Chcemy być Facebookiem finansów – zapowiada Jarosław Mastalerz z zarządu BRE Banku na łamach „Rzeczpospolitej". Konto w mBanku ma być zintegrowane właśnie z tym portalem społecznościowym. mBank wymyślił i policzył sobie, że da mu to kolejne 2 mln klientów. Nie ma to jak prognoza. Można w niej upchnąć wszystko w granicach rozsądku – w tym przypadku demograficznego.

Reklama
Reklama

Jak podejrzewam bank ma nadzieję, że te dwa miliony dusz to ludzie młodzi, którym nie obce nowe technologie. Czy BRE wzięło pod uwagę, że podstawową cechą bankowości powinno być poczucie bezpieczeństwa klientów? Podobno właśnie po to banki budują wyłożone marmurami siedziby (siedziba BRE w Pałacu jabłonowskich też do najbrzydszych nie należy). FB jakoś mi się z moim bezpieczeństwem (a zwłaszcza bezpieczeństwem moich pioeniędzy) nie kojarzy.

Ciekawe ilu z tych obecnych 3 mln odejdzie, bo uznają podobnie. Bank, który chce być fast foodem jako tako sprawdza się w wersji kredytowej, choć i tak pozyskuje głównie klientów, którzy nie rozumieją do końca, co im się sprzedaje.

Ponadto ludzie młodzi, w których celuje BRE to jednak najniższa grupa przychodowa w Polsce. To tak jakby szacowna restauracja uznała, że oprócz argentyńskich steków w jej menu znajdzie się hamburger z frytkami. Obrazoburcze to może nie jest, ale wielce ryzykowne. Bo może klienci przychodzili tam właśnie dlatego, że nie było tam tanich hamburgerów.

Ale bank – jak to bank – widocznie wie lepiej.

Autorski przegląd prasy 29 marca

Dziennikarka „Gazety Wyborczej" kupiła za 200 złotych pół grama heroiny. Nie byłoby w tym nic szokującego (takie czasy), gdyby nie fakt że zrobiła to przez Internet, a kopertę z narkotykami odebrała na poczcie. Przesyłka przyszła prosto z Amsterdamu. Jej nadawcą był niejaki Noriega. Czarnorynkowa wartość narkotyku to ok. 4 tys. zł. Dwadzieścia razy więcej niż zapłaciła za nią pani Ludmiła.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Reklama
Opinie Ekonomiczne
Janusz Jankowiak: Pod wodą, czyli jak podejść do nierównowagi fiskalnej
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Magiczne 60 procent
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Kubisiak: Kręta ścieżka rewolucji AI
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Polska to nie jest kraj dla kawoszy
Opinie Ekonomiczne
Marta Postuła: Granice produktywności: jak infrastruktura wpływa na potencjał wzrostu
Reklama
Reklama