Eksperci twierdzą, że czeka nas kilkanaście lat nieprawdopodobnego wzrostu sprzedaży towarów i usług za granicę. Co ważne, ten boom, najszybszy na świecie, będzie możliwy dzięki naszemu eksportowi do krajów do niedawna zaliczanych do tzw. rozwijających się, a ostatnio uznawanych za motor napędzający światową gospodarkę, m.in. do Brazylii, Chin czy Indii.

Polskie wyroby zazwyczaj nie są wytworami najwyższych technologii, ale są dobrej jakości i na dodatek dużo tańsze niż te produkowane w najbogatszych krajach. Ale liczy się fakt, że zdobywamy odległe rynki, jesteśmy obecni tam, gdzie gospodarka rozwija się najszybciej. To właśnie stwarza nadzieję, że także nasz rynek i dobrobyt będą rosły tak szybko, iż dystans między nami a najbogatszymi krajami zacznie maleć.

Dziś nasza wymiana towarowa skupia się na kilku najważniejszych krajach Unii i Rosji. To nie są państwa, które są w stanie pociągnąć światowy wzrost, a dodatkowo ich rynki zazwyczaj są bardzo konkurencyjne. Dlatego musimy szukać innych partnerów handlowych.

Polska przez ostatnie lata rozwijała się najszybciej w Unii, dzięki pieniądzom unijnym i wysokim wydatkom społeczeństwa. Ale ten model rozwoju ma granice. Dlatego trzeba postawić na eksport, zwłaszcza ten do bardziej odległych krajów. Wyraźnie widać, że wielu przedsiębiorców to rozumie. Są oznaki, że podobnie myśli (choć raczej nie działa) także rząd i nasza dyplomacja, tyle że potrzebne jest pełne przestawienie gospodarki w tym kierunku. Nie możemy stawiać tylko na tradycyjny eksport surowców czy żywności. Trzeba popierać i nagradzać wszystkich, którzy chcą sprzedawać za granicę bardziej skomplikowane wyroby polskich robotników. W światowym handlu nie zdobędziemy pewnie pozycji zbliżonej do Niemiec czy Chin, ale możemy zacząć się liczyć. A wtedy nazwa „Poland" nie będzie już kojarzona wyłącznie z polskim papieżem.