Przyszły rok będzie dla polskiej gospodarki wyjątkowy. Po raz pierwszy od 1991 r. będziemy rozwijać się istotnie wolniej niż Stany Zjednoczone. Nasz wzrost PKB nie przekroczy znacząco 1 proc., a w USA ma szanse przekroczyć 2 proc. Zdarzały się oczywiście lata 1999 i 2002, kiedy USA rosły szybciej, ale nie aż tak znacząco szybciej.
Co z tego wynika? Może niewiele, bo dla oceny potencjałów gospodarki potrzebny jest raczej długookresowy trend, a nie wyniki w jakimś konkretnym roku. Ale gdzieś w tyle głowy mam pytanie, czy przypadkiem nie kończą się dwie wspaniałe dekady, podczas których szybko nadganialiśmy zaległości wobec świata zachodniego? To pewnie jedno z ciekawszych i ważniejszych pytań dotyczących polskiej gospodarki. Nie mam na nie jednoznacznej odpowiedzi.
Żelazna reguła konwergencji stanowi, że kraje zbliżone do siebie pod względem kulturowym i instytucjonalnym powinny zbliżać się do siebie pod względem PKB per capita w tempie ok. 2 proc. rocznie. I tak też od 1991 r. polski PKB per capita rósł średnio o 2,3 pkt proc. szybciej niż w USA i dzięki temu sięgnął ok. 40 proc. poziomu amerykańskiego. Mało kto zdaje sobie sprawę, że pod tym względem dopiero w 2008 r. osiągnęliśmy poziom z czasów E.Gierka. Za W. Jaruzelskiego ta luka dramatycznie się powiększyła i od T. Mazowieckiego się znów zmniejsza (PKB per capita liczone w dolarach i cenach z 2005 r.).
Czy zatem dalej będziemy gonić Amerykę? Żelazna reguła konwergencji sugerowałaby, że tak. Jednak czy my rzeczywiście jesteśmy tak podobni do Zachodu, żeby tej reguły można było użyć? Co ekonomista to pewnie inna odpowiedź.
Chciałbym skromnie przypomnieć, że zawsze – od zarania dziejów – byliśmy ubożsi niż Zachód. Nie mam wprawdzie danych z czasów Mieszka I, ale np. w Złotym Wieku średnia płaca pracownika budowlanego była nominalnie o 40 proc. niższa w Krakowie niż w Londynie. Po urealnieniu różnice były mniejsze, ale były. Zaś prawdziwe zacofanie Polski rozpoczęło się w XVII wieku, kiedy na Zachodzie rozwijała się gospodarka wolnorynkowa i era innowacji, a u nas „oświecona" magnateria bogaciła się ekstensywnie, czyli zwiększając areał produkcji, a nie produktywność. Do tego doszły wojny itd. itp. Obraz to uproszczony, ale bliski prawdzie.