Pracownicy inspekcji weterynaryjnej domagają się podwyżek od blisko dwóch lat, a pół roku temu minister rolnictwa im je nawet obiecał i - sprawy stanęły w miejscu. Wreszcie w piątek stracili cierpliwość i wyszli blokować ulice w pięciu miastach. Wtedy obieg dokumentów znowu nabrał tempa i okazało się możliwe, by tego samego dnia minister finansów wysłał wniosek o zmianę przeznaczenia blisko 20 mln zł z rezerwy celowej a sejmowa komisja finansów publicznych szybko się na niego zgodziła.
Biurokracja w tym wypadu jest dość skomplikowana, ale warto ją prześledzić. Minister finansów złożył w piątek wniosek na komisji o akceptację wniosku - ministra rolnictwa. Ten obiecał podwyżki pracownikom inspekcji, jeszcze w styczniu, mieli je dostać do końca marca. Potem zaczęły się wymówki, że brakuje tylko jeszcze jednego podpisu, że prace trwają etc.. Na przeznaczenie 40 mln zł z rezerwy celowej na podwyżki dla inspekcji weterynaryjnej – musiał się zgodził minister finansów. Minister rolnictwa wysłał do niego wniosek o taką zgodę, ale potem 31 maja go anulował.
I jak widać, już wiadomo, dlaczego go anulował. Złożył wniosek ponownie, ale najwidoczniej jedynie o 20 mln zł, bo tylko o takiej kwocie dyskutowała w piątek komisja finansów publicznych. Nikt nie mówił, że minister finansów przesyła wniosek do ministra rolnictwa o 40 mln zł, ale dajmy im tylko połowę. Nie. Minister rolnictwa Jan Ardanowski obiecał Inspekcji Weterynaryjnej 40 mln zł na podwyżki, a poprosił tylko o połowę tej sumy. Dlaczego – tego nikt z obecnych na komisji przedstawicieli resortu rolnictwa nie wyjaśnił.
Wydawałoby się – wreszcie jest szansa na poprawę losu weterynarzy, od których dobrej pracy zależy eksport żywności pochodzenia zwierzęcego warty ponad 10 mld euro. Oni sami zarabiają jednak mniej niż kasjer w dyskoncie, ok. 3,2 tys. brutto. To specjaliści, po trudnych studiach weterynaryjnych, pilnują by nie rozprzestrzeniała się epidemia Afrykańskiego Pomoru Świń i wielu groźnych chorób zwierzęcych, o których w zasadzie nie myślimy podczas zakupów. Bo mamy poczucie bezpieczeństwa, oparte na wierze w dobrze działający państwowy system kontroli żywności.
I to w zasadzie działa, dzięki temu, że inspekcja pracuje rzetelnie niezależnie od tego, jak poważnie jest traktowana. Ale czy sytuacja powinna tak wyglądać, że w zasadzie weterynarze współfinansują eksport żywności? Od jakości ich pracy zależy, czy znowu nie wybuchnie kolejna afera z produkowaniem mięsa z padłych krów, a nasi konkurenci z Czech, Niemiec, Ukrainy czy Francji rozniosą w pył wizerunek Polski jako producenta dobrej jakości żywności. Pozostaje się modlić, by nasza żywność nie była tak wiarygodna jak obietnice ministra rolnictwa.