Smutek skaczących dochodów

Po opublikowaniu szacunków deficytu budżetu w styczniu dały się tu i ówdzie słyszeć odgłosy zachwytu: jest fantastycznie, a będzie jeszcze lepiej! Radość nie powinna jednak odbierać rozumu – pisze ekonomista.

Publikacja: 27.02.2014 06:18

Zastanówmy się raczej na chłodno, jak wytłumaczyć fenomenalną, blisko 24-proc. dynamikę wzrostu dochodów z VAT w ujęciu rok do roku. Zastanówmy się, co to może oznaczać dla finansów publicznych w tym roku. A może nawet pokuśmy się o prognozę na 2015 r., w którym – zgodnie z deklaracjami Ministerstwa Finansów (MF) – Polska chciałaby wreszcie wydobyć się z procedury nadmiernego deficytu (EDP).

Statystyka dochodów w ujęciu r./r. w okresie grudzień–styczeń jest – nie zapominajmy o tym – zakłócana nie tylko efektami bazowymi, ale też – co ważniejsze – administrowanymi przez MF przesunięciami terminów zwrotu podatku VAT. Wpływa to na olbrzymią zmienność dochodów; zmienność nieuzasadnioną samą dekompozycją wzrostu gospodarczego. Zmienna baza, z dużym dodatkiem „ręcznego sterowania", zasadniczo zniekształca obraz strony dochodowej budżetu państwa na starcie roku i utrudnia tym samym ocenę wiarygodności wykonania całorocznej prognozy dochodów.

W tym roku dochody z VAT zostały w styczniu „podpompowane" za sprawą ograniczenia i opóźniania zwrotów podatku za materiały budowlane. Wielu przedsiębiorców skarży się przy tym na wyjątkowo drobiazgowe i długotrwałe kontrole urzędów skarbowych poprzedzające należny zwrot podatku VAT.

Jeśli zaś chodzi o bazę statystyczną dla porównań, to była ona w tym roku wyjątkowa. W styczniu 2013 spadek dynamiki VAT sięgnął – znów głównie za sprawą wysokiej bazy z 2012 r. – gigantycznej wielkości 22,1 proc. Wychodzi na to, że przy podobnej jak w styczniu 2012 technice opóźniania zwrotów VAT dochody w styczniu 2014 ukształtowały się poniżej takiego samego okresu w roku 2012. A ten, jeśli chodzi o tempo wzrostu gospodarczego, do nadzwyczajnych przecież nie należał.

Stąd wniosek, że na bazie zrealizowanych już dochodów, oczyszczonych z administrowanych ręcznie nalotów, wbrew powszechnemu osądowi, skalę ożywienia gospodarczego na początku roku uznać by wypadało za raczej umiarkowaną niż szaleńczą.

Debiut wiarygodnej prognozy

Uważam, że tegoroczna prognoza dochodów została po raz pierwszy od wielu lat oszacowana wiarygodnie. Zmiany w dekompozycji PKB na rzecz większej kontrybucji do wzrostu popytu krajowego, zakładane przez MF i skorelowane z dynamiką dochodów, są znacznie bardziej konserwatywne, niż wynikałoby to z konsensusu rynkowego. A przez to bliskie też moim prognozom, gdzie udział w dekompozycji PKB popytu krajowego jest wciąż limitowany i nadal przeważa eksport netto.

Oznacza to, że w części dotyczącej podatków pośrednich potencjał dla przekroczenia rocznej prognozy nie powinien przekraczać 3–4 mld zł. Byłby to wynik zbliżony do osiągniętego w ubiegłym roku, wobec prognozy już po nowelizacji budżetu.

Bardzo optymistyczne prognozy rynkowe, bazujące na znaczącym zwiększeniu wkładu popytu krajowego oraz istotnym przyspieszeniu dynamiki wzrostu wynagrodzeń, szacują zaś skalę możliwego przekroczenia prognozy dochodów nawet na 10 mld zł. Tak jakby wszyscy superoptymiści zapominali, że wynagrodzenia za pracę to u nas ledwie 40 proc. dochodów gospodarstw domowych, ze znaczącym udziałem w nich transferów, rent i emerytur. A te w tym roku, w zestawieniu z dobrym pod tym względem 2013 r., praktycznie nie drgną (niska waloryzacja po niskiej inflacji i mizernym przyroście płac w 2013 r.).

Dalej będzie równie ciekawie

W mojej ocenie przy założeniu niewielkich oszczędności w wydatkach, w skali roku nieprzekraczających 4 mld zł, deficyt budżetu państwa może być w tym roku niższy od zakładanego o blisko 8 mld zł. Tylko co z tego? Pamiętajmy, że wynik budżetu państwa jest wielkością wtórną dla oceny pozycji fiskalnej kraju. W roku 2013 deficyt sektor wyniósł ok. 4,4 proc. PKB. Komisja Europejska zaleciła rządowi podjęcie działań zmierzających do dodatkowego ograniczenia deficytu o 0,4 pkt proc. w tym roku i zejście poniżej traktatowego progu 3 proc. w roku 2015. W okresie przedwyborczym 2014–2015 skala zacieśnienia fiskalnego, wymaganego dla zdjęcia z Polski procedury nadmiernego deficytu, sięgać więc łącznie powinna min. ok. 1,4 proc. PKB.

Pomimo przejęcia przez rząd wartych 150 mld zł aktywów OFE, co na jakiś czas odsunęło nas od przekroczenia konstytucyjnej i traktatowej granicy 60 proc. długu w relacji do PKB, nie widzę więc – w przeciwieństwie do wielu komentatorów – jakiejkolwiek przestrzeni dla wzrostu wydatków publicznych ogółem w latach 2014–2016.

Od roku 2015 działa już nowa reguła wydatkowa, ustalająca limit wzrostu wydatków dla znacząco poszerzonego sektora publicznego. Ten limit będzie skąpy dla całego objętego nim zestawu jednostek zaliczanych do sektora w myśl znowelizowanej ustawy o finansach publicznych. W wymiarze realnym wzrost limitu wydatków na rok 2015 nie powinien przekroczyć 1,2–1,3 proc., bo musi być skorygowany o „karne" 2 pkt proc. z tytułu ulokowania się deficytu sektora finansów publicznych w roku 2013 na poziomie znacząco wykraczającym poza 3 proc. PKB. 2013 (t-2) jest bazowy dla korekty wydatków w roku 2015 (t). Korekta w roku t uruchamiana jest obligatoryjnie właśnie za sprawą przekroczenia 3 proc. deficytu lub 55 proc. państwowego długu publicznego dwa lata wcześniej.

A ponieważ skokowy spadek długu po „operacji OFE" w roku 2014 nie powinien trwale wpływać na rozluźnienie rygorów reguły wydatkowej, ostrość korekty limitu wydatków również na rok 2016 nie może zostać złagodzona. Stąd dobrze, że rząd chce obniżyć progi w regule i formule korygującej o wielkość odpowiadającą spadkowi długu. Ogranicza to groźbę nadmiernego wzrostu wydatków także w powyborczym roku 2016, kiedy rokiem bazowym dla ustalenia korekty będzie wielkość deficytu sektora i długu publicznego z roku 2014 zakłóconego jednorazowym wpływem OFE na wyniki sektora. To ważna asekuracja. Choć – jak widać choćby z ostatnich naszych doświadczeń z ustawowo zapisanymi ograniczeniami w finansach publicznych – zapewne niewystarczająca.

Reguła nie eliminuje też możliwości „poszalenia" z wydatkami tam, gdzie rząd uzna to za spójne ze swoim strategicznym celem. A celem tym jest bez wątpienia krótkookresowe wsparcie dynamiki PKB. Rzecz bez wątpienia ważna z punktu widzenia szans wyborczych obecnej koalicji.

Limit wydatków ustalony dla całego sektora pozwoli np. w roku 2015 znacząco zwiększyć poza te mizerne 1,2–1,3 proc. wydatki na drogi i koleje. Tym samym jednak obciąć trzeba będzie – równie znacząco – wydatki dla innych jednostek zaliczanych do szerokiego sektora.

Wciąż uważam, że wielu resortowych ministrów jeszcze nie załapało, co czeka budżety podległych im jednostek w dwóch najbliższych latach. Chyba że obecne i przyszłe MF jakimś zabiegiem spróbuje wywinąć się spod rygorów nakazujących obciąć o 2 pkt proc. limit wydatków w latach 2015–2016 wynikający z zastosowania formuły korygującej do uśrednionego tempa wzrostu gospodarczego z sześciu minionych i dwóch prognozowanych okresów rocznych. Ale tu mogę obiecać solennie, że ukryć się takiego manewru nie da.

Autor jest głównym ekonomistą Polskiej Rady Biznesu

Zastanówmy się raczej na chłodno, jak wytłumaczyć fenomenalną, blisko 24-proc. dynamikę wzrostu dochodów z VAT w ujęciu rok do roku. Zastanówmy się, co to może oznaczać dla finansów publicznych w tym roku. A może nawet pokuśmy się o prognozę na 2015 r., w którym – zgodnie z deklaracjami Ministerstwa Finansów (MF) – Polska chciałaby wreszcie wydobyć się z procedury nadmiernego deficytu (EDP).

Statystyka dochodów w ujęciu r./r. w okresie grudzień–styczeń jest – nie zapominajmy o tym – zakłócana nie tylko efektami bazowymi, ale też – co ważniejsze – administrowanymi przez MF przesunięciami terminów zwrotu podatku VAT. Wpływa to na olbrzymią zmienność dochodów; zmienność nieuzasadnioną samą dekompozycją wzrostu gospodarczego. Zmienna baza, z dużym dodatkiem „ręcznego sterowania", zasadniczo zniekształca obraz strony dochodowej budżetu państwa na starcie roku i utrudnia tym samym ocenę wiarygodności wykonania całorocznej prognozy dochodów.

Pozostało 87% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację